Emma przetrwała dramatyczną noc w domu swojej ciotki, ale niewiele z niej pamięta. Obudziła się w szpitalnym łóżku, w koszmarnym stanie. Odbył się proces sądowy, w którym na szczęście nie musiała uczestniczyć. Teraz Carol nie może już zrobić jej nic złego, ale wysoką ceną za to jest utrata kontaktu z Laylą i Jackiem.
Emma wróciła do szkoły i na boisko, i stara się po prostu prowadzić zwyczajne życie nastolatki, z wierną Sarą i oddanym Evanem u boku. Nie jest to jednak łatwe – wciąż budzi się zlana potem po koszmarnych snach, a na ulicach prześladują ciekawskie spojrzenia. Gdy decyduje się zamieszkać ze swoją matką, sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje. Tak trudno oddychać, gdy trzeba radzić sobie z tak silnymi emocjami….
[wydawnictwo Feeria]
Pamiętam co się ze mną stało, gdy skończyłam czytać „Powód by oddychać” - załamałam się, wpadłam w kaca książkowego, który roznosił ból po zderzeniu tej książki z moim sercem, dlatego czym prędzej chciałam sięgnąć po kontynuację i cóż... najpierw musiałam czekać na premierę, a potem, gdy książka ta znalazła się na mojej półce musiała odczekać, trochę czasu, na swoją kolej, ale wreszcie nadeszła jej pora.
„Czasami ludzie ranią innych mocniej, niż ci są w stanie znieść.(...) I bywa też, że nie potrafią prosić o pomoc. Są tak omotani własnym bólem, że zadają ciosy wszystkim wokół.”
Emma, Evan, jak i Sara oczarowali mnie już w pierwszym tomie. Nie są to postacie, które cechuje coś, co mogłoby odróżnić ich spośród wielu innych, równie dobrych bohaterów książkowych, ale mimo to zdobyli moją sympatię – tym jacy byli, jak Rebecca oddawała ich uczucia i jak łatwo mi było się w to wczuć. Muszę wręcz napomknąć, że relacja Emmy i Evana sprawiała, że serce mi miękło, rozpływałam się w objęciach ich uczucia. W „Oddychając z trudem” poznajemy bliżej matkę dziewczyny oraz jej nowego partnera, Jonathana. Te postacie były genialne! Wniosły powiew świeżości, coś kompletnie innego niż było w części poprzedniej. To wszystko, co dotyczyło matki Emmy, jak i Jonathana, było jak petarda, w każdej chwili mogło wybuchnąć …. i wybuchło.
Coś kompletnie innego? Hmm...no właśnie, w pierwszej części serii Emma walczyła z przemocą fizyczną, która dotykała ją ze strony ciotki, tym razem problemy dziewczyny zjechały nieco na inny tor ukazując inny rodzaj cierpienia, ale wciąż tę samą walkę o szczęście i marzenia … o miłość.
„Kiedy patrzę w niebo i mam przed oczyma cały wszechświat, wszystko wydaje się możliwe.”
W dotychczasowych dwóch tomach, które udało mi się przeczytać, znajduje się mnóstwo bólu – udręki bez fałszu ze strony autorki, bez przerysowania całej sprawy, bez nadmiernego przesytu i niedosytu, wszystko idealnie odmierzone. W pewnym momencie w mojej głowie pojawiło się pytanie: czy Rebecca nosi w sobie tyle cierpienia, czy jest tak świetną pisarką, niczym Angelina Jolie aktorką?
Zaczynając recenzję wspomniałam o załamaniu, jakie wystąpiło u mnie po tomie pierwszym, ale to jakie spustoszenie wywołało we mnie „Oddychając z trudem” było ogromne. Zbierałam się tydzień, aby napisać tę recenzję, bo żal jaki pożerał moje serce i wściekłość jaką żywiłam do Emmy i Rebeccy po zakończeniu książki, uniemożliwiłaby mi wszelkie próby sklecenia choćby jednego zdania, dodatkowo zadałabym sobie w ten sposób cios prosto w serce – drugi cios, bo pierwszy zadała Rebecca.
„-Dlaczego chociaż nie spróbujesz? Co masz do stracenia?
-Serce.”
Wiele osób twierdzi, że „Oddychając z trudem” okazało się lepszą częścią, ja nie mogę tego stwierdzić... zostałam tak samo pochłonięta, tak samo rozkochana, i chyba tak samo zniszczona, że nie mogłabym tego powiedzieć. Jak dla mnie obie części są równie świetne, ale o nieco innych odcieniach szarości, który odcień Wam bardziej by się spodobał – musicie stwierdzić sami. Zdecydowanie polecam Wam „Oddychając z trudem”, jak i „Powód by oddychać”, jeśli go jeszcze nie poznaliście.