Koniec, a może nowy początek...?

Skoro nie możesz powiedzieć prawdy ludziom, na których najbardziej ci zależy, w rezultacie samego siebie też oszukujesz. 
~Cassandra Clare "Miasto Popiołów"
Witajcie, kochani. Przychodzę dziś do Was, ponieważ wreszcie jestem gotowa na ten post. Właściwie wciąż nie wiem, co chcę przekazać, ale zrozumiałam, że nie można odchodzić tak nagle, bez słowa, bez pożegnania. Nie można kończyć książki w środku zdania, gdy inni czekają na zakończenie. Nie wiem, czy jeszcze ktoś z Was spodziewał się mojego powrotu lub chociaż jakiegoś znaku życia, czy ktoś jeszcze pamięta Minni i jej blog. Marzenie każdej blogerki, która pisze z pasji, nie dla zysku, to prawdziwi i zaufani czytelnicy. I ja tego pragnęłam, gdy dla Was pisałam. Zawsze miałam nadzieję, że czytaliście mnie z przyjemnością i wracaliście tu, bo liczyliście się z moją opinią, bo interesowaliście się tym, co mam do powiedzenia. Pragnęłam dzielić się z Wami moją pasją, zarażać miłością do książek, nawet jeśli książkoholizm dawno Was dopadł. To miejsce powstało z miłości do książek i to ta miłość sprawiała, że tętniło tu życie. I chciałabym napisać, że to wszystko wróci. Że ja wracam. I to nie koniec. Bo to nie jest koniec. Ale nie wracam. Niestety. Niestety, bo wciąż kocham to miejsce i wciąż czuję żal na myśl, że je porzuciłam. Że Was porzuciłam. Tyle, że nie jestem w stanie wrócić. Próbowałam. Niemal codziennie powtarzałam sobie, że to dziś - dziś coś napiszę, dziś wyjaśnię, dziś chociaż trochę poczytam... Ale to dziś nie nadchodziło, aż do teraz. Choć nie tak miało to wyglądać. Miałam wrócić. Wyjaśnić sprawę nierozwiązanego konkursu. Zrecenzować książki, które dostałam od wydawnictw. Wziąć się w garść. Czytać. Pisać. I wciąż to kochać. I może dalej to kocham, ale zapomniałam jak to jest. Zapomniałam, ile radości mi to sprawiało. Wypaliłam się... Czytanie straciło sens. Pisanie powoduje niechęć. I to miejsce... Ten blog. Powinien zniknąć, ale na ten ruch nie jestem jednak gotowa. To by było za wiele. Wciąż mam nadzieję, że ta iskra zapłonie. Że znów to poczuję. To co zawsze czułam sięgając po kolejną znakomitą lekturę. 
Czuję ogromną złość, że zniknęłam na tyle czasu, że nie dawałam żadnego znaku. Zawsze denerwowało mnie w blogach, gdy jego autor nagle znikał bez słowa. I proszę, właściwie zrobiłam dokładnie to samo. Ale uwierzcie, nie planowałam tego. Po prostu straciłam siły. Chęci. Zniknęła ta część mnie, która odgrywała na tym blogu najważniejszą rolę. Mam nadzieję, że nie zniknęła na zawsze, a jedynie zabłądziła. Że się odnajdzie. 
Muszę również poruszyć kwestię nierozwiązanego konkursu na blogu, jak i na fanpage'u. Niestety, przykro mi, ale zwycięzcy nie zostaną wyłonieni, nagrody nie zostaną rozdane. Jeśli czujecie się oszukani i chcecie opuścić to miejsce całkowicie, to rozumiem. To ja zawiniłam. Mogę jedynie z całego serca przeprosić i zapewnić, że strasznie mi głupio, iż wyniknęła taka sytuacja. 
Przyznam się również, że mam kilka książek, których recenzje nie pojawiły się na blogu, a dostałam ich egzemplarze już jakiś czas temu od wydawnictw. Próbowałam się zmusić, żeby przeczytać, to co już mam, napisać recenzję i wywiązać się z obowiązku. Ale jakkolwiek bardzo bym tego nie pragnęła, obecnie nie jestem w stanie. Recenzje jednak najprawdopodobniej się pojawią. Z okropnie śmiesznym opóźnieniem zapewne, ale postaram się zrobić co w mojej mocy, by tak się stało. Najprawdopodobniej będzie to tu. Ale kto wie... może ta iskierka jednak zapłonie. Może to wszystko wróci. Chęci. Miłość... Może będę gotowa wrócić. Tu. A może zrobię krok w bok i zacznę od nowa. W nowym miejscu. Może kiedyś wrócę. Jednak na razie, kochani, zostawiam Was. Zostawiam to miejsce. Nie usuwam, jedynie oficjalnie zawieszam. Znikam. Przynajmniej na jakiś czas. Nie określony. Nie będzie mnie tu, ale to nie znaczy, że nie mam tego miejsca w serduszku. Ono wciąż się dla mnie liczy. Ale jest inaczej. Nie potrafię tego wyjaśnić. Wypaliłam się. A to...to wszystko straciło sens. Może się zmieniłam, a może po prostu potrzebuję odpocząć. Zobaczymy. Tymczasem Wam, kochani, życzę wielu wspaniałych książek i rosnącej miłości do czytania ♥ Do zobaczenia kiedyś, mam nadzieję ♥

59♥ "To nie jest dieta" Anna "Wilczo Głodna" Gruszczyńska


TYTUŁ: "To nie jest dieta"
AUTOR: Anna "Wilczo Głodna" Gruszczyńska
WYDAWNICTWO: Sine Qua Non
ILOŚĆ STRON: 240
MOJA OCENA: 7/10

„Dziś jest dzień, który na zawsze zmieni Twoje życie. To nie kolejna dieta, którą zaczniesz, czy program ćwiczeń. To początek trwałych zmian w Twoich nawykach.”

WŁAŚNIE ROZPOCZYNASZ GRĘ O WYMARZONĄ SYLWETKĘ
ROZGRYWAJĄCY: TY
PRZECIWKO: TWÓJ POTWÓR
CEL: JEDEN ROZMIAR W DÓŁ
CZAS: 30 DNI

W życiu każdego człowieka goszczą przeróżne potworki. Na
swojej drodze napotykamy Leniusa, Wymówkusa, Podjadkusa, Zniechętusa, Komfortusa, czy Strachusa. To wszystko to nasze przeszkody, które nie pozwalają osiągnąć wymarzonego celu. Aż w końcu przychodzi dzień, kiedy mówisz „Dość, pora coś zmienić!” To już pierwszy krok ku zmianie, teraz musisz zebrać ogromne pokłady wewnętrznej siły i działać. To trudne i warto mieć kogoś, kto będzie Cię wspierał, gdy Ty będziesz przeprowadzać w swoim życiu prawdziwą rewolucję. Z pomocną ręką wychodzi Anna Gruszczyńska, która w swojej książce „To nie jest dieta” pokazuje, jak małymi kroczkami osiągnąć sukces oraz dokonać zmian w swoim życiu – w sposobie postrzegania samego siebie i zmiany myślenia, tak by łatwiej przyszła ci samoakceptacja oraz w nawyk wszedł zdrowy styl życia.

„To nie jest dieta” została skonstruowana na wzór dziennika, a zarazem poradnika. Fani książek typu „Zniszcz ten dziennik”, czy „To nie jest książka” będą nią zachwyceni. Autorka na każdy dzień sporządziła listę zadań, które przybliżą czytelnika do osiągnięcia celu. Zostawia pola na to, by coś narysować, napisać lub po prostu uzupełnić. Jednak Pani Anna dzieli się również wieloma poradami oraz wskazówkami. Przekazuje mnóstwo ciekawostek i w zrozumiały dla młodego człowieka sposób przedstawia, co jest dobre dla jego organizmu i jak dbać o swoje ciało. Nie zabrakło tu jednak najważniejszego – ogromnej garści motywacji.
Książka ta skierowana jest głównie dla młodych dziewczyn, które mają problem z samoakceptacją lub po prostu pragną zrzucić parę kilo. Anna Gruszczyńska stworzyła ten dziennik, by pomóc im przez to przejść, ponieważ z własnego doświadczenia wie, że ciężko jest pokonać własne potworki. Autorka, gdy była młoda właśnie tego chciała – odrobinę schudnąć, niestety nie miała potrzebnej wiedzy na temat właściwego podejścia do tej sprawy i dopadły ją prawdziwe potwory. Musiała zmagać się z zaburzeniami odżywiania oraz depresją.
Walczyła z nimi przez wiele lat, ale wygrała. Teraz chce pomagać dziewczynom takim jak ona, by nie wpadły w pułapki odchudzania. Po przez stworzenie tej książki pragnie być podporą dla nich, okazując tym samym swoje wsparcie i przekazując wiedzę, którą zdobyła, gdy borykała się ze swoimi problemami. Dlatego ta książka jest właśnie tak cenna.

Jeśli czujesz, że przyszedł czas na zmiany lub od dawna już próbujesz jakoś rozpocząć ten proces, ale nie wiesz, jak zacząć, to zachęcam do zaopatrzenia się w książkę „To nie jest dieta”. Bo to nie jest dieta. W środku znajdziecie fundamenty, dzięki którym będziesz mógł zbudować sobie most do celu. Nie będzie łatwo, ale małymi kroczkami, w trakcie tego 30 dniowego wyzwania, dasz radę.

Zachęcam Was do zajrzenia na stronę Wydawnictwa SQN, tam udostępniony jest fragment tego dziennika, który dodatkowo przybliży Wam to, czego możecie spodziewać się odnaleźć w środku ☺

"Silna wola nie jest cechą wybrańców losu. Każdy z nas może ją mieć. 
Naprawdę? Jak?
Wola działa zupełnie tak samo jak mięsień. Jeśli chcesz, żeby faktycznie była silna, musisz ją ćwiczyć!"


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN

58♥ "Jak powietrze" Agata Czykierda-Grabowska

TYTUŁ: „Jak powietrze”
AUTOR: Agata Czykierda-Grabowska
WYDAWNICTWO: Znak
ILOŚĆ STRON: 512
MOJA OCENA: 7/10

Zwykła dziewczyna, zwykły chłopak, niezwykła miłość.
Niektórym może się wydawać, że Oliwii niczego nie brakuje – przystojny chłopak, świetne studia, wieczory spędzane w warszawskich klubach. Ale gdy los stawia na jej drodze Dominika, w jego bursztynowych oczach dziewczyna dostrzega coś, czego nie dał jej wcześniej nikt inny.
Dominik mieszka w obskurnej kamienicy na Pradze i musi zajmować się młodszym rodzeństwem. W jego życiu nie ma miejsca na rozrywki ani nawet na marzenia.
Choć pochodzą z dwóch różnych światów, wkrótce okazuje się, że nie mogą bez siebie żyć. On przynosi jej długo oczekiwany spokój, ona jest dla niego jak powietrze.
Ale czy taka miłość ma szanse przetrwać?
                                                                           Czy Dominik potrafi odciąć się od bolesnej przeszłości?
                                                                           Czy da się żyć bez powietrza?

Główni bohaterzy, to postacie o ciepłym sercu, które przepełnia cierpienie, ale także miłość. Do Oliwii oraz Dominika można czuć sympatię, ale czy coś więcej...? Raczej nie. Relacja, która ich łączy oraz uczucie, które rodzi się pomiędzy nimi na pewno ciekawią czytelnika, który ma ochotę zagłębiać się w dalsze losy ich znajomości, ale ku mojemu zaskoczeniu nie ich związek interesowała mnie tu najbardziej, a relacja jaka łączyła Oliwię z jej ojcem. Autorka stworzyła naprawdę atrakcyjny wątek poboczny, taki który dobarwił jej powieść fascynującym odcieniem miłości, straty, bezradności oraz zagubienia. I o ile ten wątek był interesujący i pchał ku dalszemu czytaniu, tak pojawił się również taki, który pozostawił po sobie niesmak. Zdradzać dużo nie chcę, ale momentami miałam wrażenie, jakbym zagłębiała się w powieść paranormalną. Pomysł autorki, aby urozmaicić książkę poprzez dość absurdalne sny, które nawiedzały Oliwię, w moim uznaniu wypadł dość tandetnie. Mimo wszystko jestem wdzięczna, że zdecydowała się na ubarwianie swojej powieści, nawet jeśli efekty tego były różne. 
Z samotnością można żyć i można się do niej przyzwyczaić, ale tylko wtedy, gdy przestrzega się jednej ważnej zasady... Nie można zaznać bliskości z innym człowiekiem.
Chciałabym, aby moje słowa przybliżyły Ci obraz „Jak powietrze”. Abyś, poprzez to co napiszę, poczuł, czy to jest książka właśnie dla Ciebie. Dlatego spróbuję zadziałać na Twoją wyobraźnię, tak bogatą dzięki do tej pory przeczytanym lekturom. A więc zamknij oczy. Wyobraź sobie swoje ukochane miejsce na świeżym powietrzu, takie w którym z głową pełną fantazji lubisz zatapiać się w kolejnych powieściach. Może to zarośnięty kącik we własnym ogródku, weranda w domu babci, ciche miejsce pod drzewem, na które niegdyś wspinałeś się z przyjaciółmi. Teraz spójrz w górę na te piękne błękitne niebo miejscami oprószone śnieżnobiałymi obłoczkami. Poczuj subtelny dotyk promieni słonecznych na swoich ramionach oraz delikatne muśnięcia letniej bryzy na ciele. Zamknij oczy także w swojej wyobraźni i weź głęboki oddech, pozwól aby świeże powietrze otworzyło Ci drogę ku wewnętrznej wolności. Wczuj się w swój mentalny spokój oraz ten, który otacza cię dookoła. Otwórz oczy w swojej fantazji i uchwyć piękno, jakie Cię otacza oraz ulotność tej chwili. Teraz możesz ponownie zatopić się w przerwanej lekturze, której naturalność, ciepło i lekkość współgrają z tym pełnym uroku momentem. I puki masz zamknięte oczy, a Twój umysł spowija wizja pięknego popołudnia z książką, to zdradzę Ci sekret. W tej magicznej chwili idealnie spisze się „Jak powietrze”, bo właśnie taka jest ta książka – subtelna, pełna finezji i naturalnego uroku, który oplata odprężony umysł. 
Pani Agata swoim delikatnym stylem w łatwy sposób zagarnia sobie uwagę ze strony czytelnika, któremu wystarczy zaledwie kilka stron, by w pełni zatracić się w powieści. Uznanie należy się również świetnie poprowadzonej narracji, ponieważ mimo trzecioosobowej formy autorka daje szansę na bliskie poznanie myśli oraz uczuć wykreowanych przez siebie bohaterów. Od "Jak powietrze" bije szczerość oraz prostota, a najpiękniejsze jest to, że w tej książce można poczuć miłość, z jaką z pewnością była ona pisana. 
Niektórych rzeczy nie da się ująć w konkretne ramy, wpisać do szeregu lub przypiąć im metki.
Wielbiciele New Adult dobrze wiedzą, czym charakteryzuje się ten gatunek, więc niespodzianką nie jest, że czytelnik ma do czynienia z dwójką młodych ludzi, których prześladują demony przeszłości. I to też odnajduje się na kartach „Jak powietrze”, a mimo wszystko od tej powieści bił spokój. Nie wyczuwało się bólu, który normalnie przytłacza czytelnika. Wręcz przeciwnie, tą powieścią autorka ucisza wszelkie negatywne emocja, koi nerwy oraz rozluźnia. Bardzo mi się spodobało, że trudna przeszłość bohaterów nie była nazbyt przerysowana. Nie było takiego momentu, podczas którego zaczęłabym wątpić w realizm całej koncepcji autorki, a wręcz byłabym w stanie uwierzyć, że to się zdarzyło naprawdę. Historia stworzona przez polską autorkę rzeczywiście mogłaby mieć miejsce na tle Warszawskiej Pragi. 
Pewnie wielu czytelników, szczególnie tych stroniących od polskich twórców, skreśliło tę powieść właśnie z tego powodu. Wielu z nas nie potrafi wczuć się w książkę, na której kartach opisane są polskie realia. I pewnie właśnie dlatego znajdą się tacy, którzy nie dadzą szansy Agacie Czykierdzie-Grabowskiej, a to dość niesprawiedliwe, ponieważ „Jak powietrze” to książka, której warto poświęcić słoneczny weekend, aby po prostu się wyciszyć, być może wzruszyć, ale na pewno po to, by wreszcie złapać oddech i zaczerpnąć powietrza. 

Za możliwość zatopienia się w lekturze oraz mianowania mnie ambasadorką powieści „Jak powietrze” ogromnie dziękuję Wydawnictwu Znak

AKCJA: Blog na 5+

Kochani, w główce Minni pojawił się pomysł do stworzenia pewnej akcji, która pod lupę bierze nasze blogowo-książkowe życie, dlatego zapraszam do zapoznania się ze szczegółami oraz oczywiście do udziału. Mam cichą nadzieję, że zainteresowani się znajdą i całe wydarzenie wyjdzie lepiej niż mogłabym sobie tego zażyczyć ^^ 

Celem akcji Blog na 5+ jest dzielenie się doświadczeniem pomiędzy blogerami książkowymi. W internecie znajdzie się nie jeden poradnik o tym, jak pisać recenzję, czy jak nawiązać współpracę recenzencką, ale my pójdziemy o krok dalej i wymienimy się swoimi blogowymi doświadczeniami i podzielimy opinią na różne tematy, wchodząc ze sobą w dyskusję
DO WYDARZENIA SERDECZNIE ZAPRASZAM BLOGERÓW POCZĄTKUJĄCYCH, TYCH Z DOŚWIADCZENIEM ORAZ OSOBY, KTÓRE PLANUJĄ UTWORZYĆ SWOJE MIEJSCE W SIECI! Chciałabym, aby każdy uczestnik dołożył cegiełkę od siebie w postaci rad lub poprzez zadawanie pytań innym, być może bardziej doświadczonym. Tematy, które chciałabym poruszyć podzieliłam na cztery części, o których będziemy rozmawiać podczas trwania wydarzenia. Wszystko rozplanowałam w taki sposób, by miało to pewien ład i skład, a oto wstępny grafik:
1. WYGLĄD ORAZ NAZWA BLOGA, czyli pierwsze wrażenie - 17 sierpnia o 17.00
2. RECENZJE ORAZ INNE TEKSTY, czyli jak stworzyć coś atrakcyjnego - 20 sierpnia o 17.00
3. CZYTELNICY ORAZ MEDIA, czyli jak stać się rozpoznawalnym blogerem - 24 sierpnia o 17.00
4. WSPÓŁPRACA, czyli przyjemne z pożytecznym - 27 sierpnia o 17.00
Każdy z tych głównych punktów zawiera podpunkty, czyli konkretne tematy i problemy, które uważam, że warto poruszyć. Informacje znajdziecie poniżej.

WYGLĄD ORAZ NAZWA BLOGA 
1. O tym, dlaczego warto postarać się o dobry wygląd własnego bloga.
2. Preferowany wygląd oraz taki, którego blogerzy powinni się (Waszym zdaniem) wystrzegać - pod uwagę warto wziąć takie aspekty jak kolor, liczba kolumn (pasków bocznych), czcionka, nagłówek itp. 
3. Nagłówek przedstawiający logo bloga - czy warto je mieć i czym się kierować przy tworzeniu (lub porada, do kogo się zwrócić o pomoc).
4. Miejsca do pobierania gotowych szablonów (darmowych lub odpłatnych) lub namiary na osobę, która wykonuje je na zamówienie. 
5. O modnym minimalizmie, czyli o tym, czy blogi na zaczynają się ujednolicać.
6. Trochę o nazwie bloga, czyli jak wybrać taką, która zapadnie w pamięć.
7. Niezbędne gadżety, które ułatwią czytelnikowi poruszanie się po blogu, oraz te które niepotrzebnie go zaśmiecają. 
8. Blogi, których szablony najbardziej Wam się podobają.
9. Inne uwagi do tematu.

RECENZJE ORAZ INNE TEKSTY 
1. O tym, jakie recenzje czyta Wam się najlepiej - o ich długości, liczbie grafik, uporządkowaniu względem omawianych aspektów z książki oraz o tym, czy bardziej trafiają do Was opinie skupiające się na emocjach blogera i luźnych refleksjach , czy jednak stawiacie na pełen profesjonalizm i recenzje rozbudowane, w których dokładnie opisana jest budowa, fachowo omówiony styl i język autora oraz techniczna strona książki. 
2. O elementach dzieła, które warto (a może nawet trzeba) omówić.
3. Opis fabuły - własny, czy ze strony wydawnictwa.
4. Jak unikać spoilerów - czy istnieje na to przepis?
5. O czytaniu opinii innych (przed pisaniem lub podczas) na temat omawianej książki. 
6. Teksty około-książkowe, czyli przerywnik pomiędzy recenzjami - skąd czerpać inspirację, jak pisać, by chętnie były czytane, jak często powinny pojawiać się na blogu? 
7. O podsumowaniach, zapowiedziach, stosikach, TAG'ach, LBA - czy warto je pisać oraz o tym, że jest ich zbyt dużo.
8. Strony lub programy do tworzenia grafik oraz banki darmowych grafik. 
9. Z jakich narzędzi warto korzystać przy pisaniu tekstu 
10. Inne uwagi do tematu. 

CZYTELNICY ORAZ MEDIA 
1. W jaki sposób promować bloga, by inni go zauważyli oraz czego unikać podczas promocji.
2. Jak prowadzić bloga, by zyskiwać czytelników, a nie ich tracić.
3. Jak często powinny pojawiać się posty?
4. Czy warto nawiązywać współprace z innymi blogerami i tworzyć wspólnie projekty? Jak to robić?
5. Na jakich mediach społecznościowych nie może nas zabraknąć.
6. Jak zdobywać obserwatorów w mediach, czyli jak promować się poza blogiem.
7. Co nieco o organizacji konkursów oraz o tym, czy są one dobrym rozwiązaniem w zdobywaniu czytelników.
8. Czy warto integrować się z czytelnikami oraz, jak to robić.
9. O YouTube, czyli drodze do podbicia książkowej sfery w internecie.
10. Inne uwagi do tematu.

WSPÓŁPRACA 
1. Kiedy po raz pierwszy napisać do wydawnictwa.
2. Co podać w mailu, a czego unikać.
3. Nieco o własnych doświadczeniach - jakie wydawnictwa polecacie do zawarcia współpracy, a z którymi nie macie miłych wspomnień.
4. O blogach tworzonych dla korzyści w postaci darmowych książek.
5. Minusy współprac.
6. Rekomendacje oraz patronaty, jak je uzyskać.
7. O tym, czy wydawnictwa mają wpływ na ocenę recenzenta.
8. Inne uwagi do tematu.

UWAGA!
Biorąc udział w wydarzeniu wyrażasz zgodę na wykorzystanie przez organizatorkę swoich wypowiedzi oraz rady do stworzenia postów na bloga Bądź tu teraz. W miarę możliwości wypowiedzi będą podpisywane.


Jeszcze raz serdecznie zapraszam Was do udziału, to wydarzenie to świetna okazja, abyśmy wzajemnie się od siebie czegoś nauczyli ☺

57♥ "Jedyny pirat na imprezie" Lindsey Stirling

TYTUŁ: "Jedyny pirat na imprezie"
AUTOR: Lindsey Stirling, Brooke S. Passey
WYDAWNICTWO: Feeria
ILOŚĆ STRON: 296
MOJA OCENA: 7/10

Lindsey Stirling to amerykańska skrzypaczka, wokalistka i tancerka. W 2010 roku uczestniczyła w piątej edycji America's Got Talent, gdzie dotarła do ćwierćfinału. Jeśli chcecie poznać więcej suchych faktów na temat tej dziewczyny wystarczy, że wpiszecie jej nazwisko w google, a następnie wejdziecie na Wikipedię, ale tak nie poznacie prawdziwej Lindsey, ale jej artystyczny szkielet, okrojony w prawdziwe przeżycia oraz doświadczenia i nie odkryjecie, jaką drogę przebyła skrzypaczka, jedynie podążycie skrótem, nie zdając sobie sprawy, jak fantastyczne i inspirujące historie z życia dziewczyny pomijacie. 
Moje życie to wahadło, buja się w tę i z powrotem. Ale „w tę” jest równie dobre jak „z powrotem”. Czasem tylko potrzebuję trochę czasu, żeby sobie to uświadomić.
"Jedyny pirat na imprezie" to autobiografia, która wcale nie sprawia wrażenie, że właśnie nią jest. To zbiór niezwykle ciekawych opowieści, podczas których czytania ma się wrażenie, jakby rozmawiało się z bliską koleżanką po latach rozłąki, słuchając z ogromnym zainteresowaniem tego, jak potoczyło jej się życie, gdy się nie widziałyście. Tak się czułam. Miałam wrażenie, jakbym podczas zakupów na mieście spotkała ważną mi niegdyś osobę i poszła z nią na kawę, by nadrobić ten czas. To dzięki Lindsey, która pisząc tę książkę potraktowała swoich fanów i czytelników, jak członka swojej ekipy, która jest jej bliska jak rodzina. 
Nie znałam wcześniej tej tańczącej skrzypaczki, po raz pierwszy usłyszałam o niej, gdy pojawiła się zapowiedź jej biografii, jednakże bardzo szybko polubiłam to, jaką osobą jest Lindsey, które nie gra wielkiej gwiazdy, nie patrzy na innych z góry, ponieważ chce pozostać tą dziewczyną, którą była nim usłyszał o niej świat. Ta młodziutka artystka nie widzi różnicy między ubraniami od sławnych projektantów, a tymi z ogólnodostępnych sieciówek oraz uwielbia swoją toyotę echo z 2002 roku i niczyje namowy nie przekonują jej do zmiany samochodu, na który ją stać. Lindsey w swojej książce pokazała, jak ważne jest dla niej pozostanie sobą podczas upartego spełniania marzeń. 

Zawsze znajdzie się ktoś, kto mi mówi, żebym „zwolniła”. Czy to chodzi o jazdę samochodem, mówienie, czy życie, to słowo cały czas wisi mi nad głową. Czasem ustępuję, ale jakiś głos szepcze mi do ucha: „Hej, zwolnisz, jak umrzesz, na razie jest czas, żeby przyśpieszyć!” Ten głos zawsze ma rację.
"Jedyny pirat na imprezie" to świetna autobiografia, a nie poradnik, który mówi o tym, jak warto żyć oraz dążyć do celu. W zamian za to Lindsey przedstawia własne doświadczenia, które pokazują jak mała dziewczynka stała się znaną Lindsey Stirling. Ta książka obrazuje, jaką drogę pokonała i z jakimi trudnościami musiała się zmierzyć, by zajść w to miejsce, na którym jest dzisiaj. Skrzypaczka nie przedstawia przepisu na sukces, ale motywuje do walki o własne marzenia, na co nie ma jednej recepty - ważne jednak, by się nie poddawać, mimo wszelkich przeciwności, iść własną drogą oraz dawać z siebie tyle, na ile starcza sił. Lindsey nie poddała się, gdy ją krytykowano i gdy sama wątpiła w siebie i to właśnie dzięki wierze we własne marzenia oraz dzięki wsparciu bliskich, dziś możemy słuchać jej dzikiej gry na skrzypcach oraz czytać tę przezabawną autobiografię. 
Dodatkowo książka zaopatrzona jest w zdjęcia z życia oraz występów tego artystycznego potwora (tym mianem określa się Lindsey), które dodają jej uroku i świetnie urozmaicają wnętrze, dodatkowo obrazując opisane historie. 
Nie mówię, że jestem najlepszym muzykiem. Jeśli bycie najlepszym oznacza prawo do patrzenia na innych z góry i krytykowanie ich osiągnięć w obronie własnych, to nie chcę nigdy być najlepsza.
Na Wikipedii nie dowiecie się, jak szalona jest ta dziewczyna. Nie przeczytacie o tym, że na lotnisko bez skrępowania wybiera się w piżamie oraz z parą obciążników na nogi (mimo licznych sprzeciwów ochroniarzy), nie będzie tam opisanych nieudanych i okropnie żenujących randek. Takie wyznania tylko w "Jedynym piracie na imprezie" i jestem niemal pewna, że nawet nie należąc do grona fanów polubicie tę dziewczynę za to jaka jest, a tym samym czas spędzony przy jej książce nie będzie dla Was stracony.
Za możliwość bliższego poznania Lindsey, dziękuję Wydawnictwu Feeria

56♥ "Sny Morfeusza" K.N. Haner - PRZEDPREMIEROWO

TYTUŁ: „Sny Morfeusza”
AUTOR: K.N. Haner
TOM: I
WYDAWNICTWO: Editio red
ILOŚĆ STRON: 416
PREMIERA: 01.07.2016
MOJA OCENA: 7/10

Gdy senne pragnienia stają się rzeczywistością...
…a ich moc zamienia się w koszmar. 

Serce Cassandry Givens już raz zostało oszukane, gdy zakochana kobieta została potraktowana, jak zabawka i rozrywka na chwilę. Teraz młoda architekt wie, że na facetów trzeba uważać, ale ciało nie zawsze słucha rozumu, a sprawy mogą skomplikować się jeszcze bardziej, gdy do gry dołączy serce.
Dziewczyna przeprowadziła się do Miami, by rozpocząć nowe życie pełne dobrych perspektyw. Bardzo szybko zostaje zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną na wymarzone stanowisko w świetnej filmie. Jednak wystarczy szalona noc i przypadkowy sex, by życie kobiety weszło w ostry zakręt, a jej senne pragnienia stały się rzeczywistością,. Gdy w świecie Cassandry pojawia się Morfeusz, jej ciało przejmuje kontrolę, jednak to Adam McKey, szef kobiety, ma wpływ na jej serce. 
Jego ciało jest jak wrzący wulkan, który zapewne zaraz spali mnie od środka
Początek powieści to splot zbiegów okoliczności, można by powiedzieć, że dość nieprawdopodobnych, ale życie płata figle i czasem wszytko jest możliwe. Okazuje się, że świat jest mały i tajemniczy mężczyzna z klubu może okazać się Twoim szefem, a nawet lepiej, bo również facetem ze snów. I to właśnie spotkało główną bohaterkę. 
Cassanda nigdy nie przypuszczała, że zabawi się z przypadkowym mężczyzną - nie była z tych dziewczyn, które wybierają się do klubu, by przypieczętować wieczór seksualną przygodą. Jednak nieudana randka pokonuje jej zasady moralne i kobieta choć raz chce zaszaleć i tego nie żałować. Ale trafił się jej niewłaściwy facet, taki który być może będzie miał na nią zgubny wpływ - szczególnie, że Morfeusz tak szybko nie zniknie z życia dziewczyny, jak się tego spodziewała. Wszystko się komplikuje, gdy Cassandra rozpoznaje w swoim szefie mężczyznę poznanego w klubie Mirrors, a on wciąga ją w swój tajemniczy i niebezpieczny świat. Główna bohaterka zostaje wmieszana w skomplikowany układ pomiędzy nią, a Adamem. 
Adam funduje mi największą dawkę adrenaliny, jakiej miałam okazję do tej pory doświadczyć.. Spróbowałam i niestety mam świadomość, że po prostu się uzależniłam.
„Sny Morfeusza” to powieść, w której rozum głównej bohaterki walczy z ciałem oraz sercem i przez większą cześć lektury Cassandra jest rozdarta pomiędzy tym, co powinna zrobić, a czego pragnie. Było to bardzo widoczne, ponieważ autorka w pewnym momencie wpadła w błędne koło – pożądanie ----> nienawiść ----> pożądanie ----> nienawiść. Zabieg ten dostrzegalny był przede wszystkim przy początkowej części znajomości Adama i jego nowej pracownicy. W następnych etapach fabuła nabiera ostrości, dochodzi kilka pobocznych wątków, przez co autorka już tak ślepo nie podąża wyznaczonymi sobie schematami i rozkręca swoją powieść. K.N Haner zrobiła jednak coś niesamowitego! To koło, w którym okręcała losy bohaterów, hipnotyzowało – w jakiś magiczny sposób, czytelnik pomimo powtarzających się zabiegów nie może oderwać się od lektury, ponieważ fascynują go obecne zdarzenia i intryguje dalszy bieg wydarzeń! To było jak iluzja, która ponad 4-stu stronicową lekturę zmniejszyła o połowę. Zasugerowałabym, iż autorka minęła się z powołaniem i powinna zostać magikiem, jednak nie ośmielę się, gdyż nie miałabym wtedy okazji poznać jej zdolności pisarskich. 
W tym momencie wolałabym po prostu nie istnieć. Nie czuć. Nie czekać na to, co wydarzy się za chwilę, bo wiem, że każda taka chwila będzie coraz bardziej kaleczyła moje i tak już poranione serce.
Nie śmiałabym pominąć Adama, który również zasługuje na kilka słów. Został wykreowany na osobę tajemniczą i nieprzewidywalną, potrafi być również okrutny oraz bezwzględny. To właśnie on dodaje tej powieści erotycznego posmaku oraz szczyptę pikanterii. Jego nieobliczalna osobowość oraz liczne sekrety stawiały pod znakiem zapytania to, co zdawało się być oczywiste biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia w powieści. I o ile z Cassandry można czytać, jak z otwartej księgi, tak Adam jest dla czytelnika zagadką. Gdy tylko gdzieś się pojawiał, robiło się zamieszanie, to też właśnie stało się w życiu głównej bohaterki, a autorka wszystko zgrabnie opisała.
Moje piersi stykają się bezpośrednio z zimną szybą, co sprawia, że moje podniecenie sięga zenitu. Mimo że Adam już mnie nie trzyma, ja nadal opieram ręce szeroko na szkle. To jak hipnoza. Wiem, że mam wolną wolę, ale kompletnie nie chcę z niej teraz korzystać. Chcę mu się oddać i poddać. Bezgranicznie.
„Sny Morfeusza” to powieść erotyczna, więc oczywiste jest, że opiera się na seksualnym podłożu, jednak autorka dała z siebie jeszcze więcej i dobarwiła swoją historię – połączyła seks z romansem, co rozpieszcza zmysły, ale także pobudza serce. Historia Cassandy i Adama jest często bardzo brutalna i mocna, jednak nie brakuje jej czułych momentów, które bardzo ładnie uspokajają ożywione nerwy czytelnika. Napięcie jednak rośnie czym bliżej końca, robi się gorąco i niebezpiecznie, a Epilog jedynie wszystko podsyca. 
K.N. Haner świetnie dostosowała styl do gatunku, w którym tworzy – było ordynarnie, wyraziście i ostro, ale przede wszystkim to wszystko było rozważnie dawkowane i nawet osoba rzadko sięgająca po erotyki, po jakimś czasie oswaja się ze słownictwem. 

Polska autorka stworzyła powieść pełną sprzeczności – schematyczną, a jednocześnie hipnotyzującą, brutalną i zmysłowa, przewidywalną, a jednak zaskakującą – i chyba właśnie to w „Snach Morfeusza” jest najpiękniejsze. Osobiście już nie mogę doczekać się kontynuacji! 

Za możliwość przeczytania powieści, która hipnotyzuje, serdecznie dziękuję autorce oraz GW Helion ☺

ZAPOWIEDŹ: "Sny Morfeusza" K.N. Haner

TYTUŁ: "Sny Morfeusza
AUTOR: K.N. Haner
TOM: I
PREMIERA: 1 lipca 2016

Cassandra Givens od zawsze nie ma szczęścia do facetów. Jej przelotne romanse za każdym razem kończą się złamanym sercem, a wybuchowy charakter, impulsywność oraz zgryźliwe poczucie humoru często wpędzają ją w kłopoty. Przeprowadzka do Miami otwiera nowy rozdział w jej życiu, a rozmowa kwalifikacyjna o pracę marzeń ma stać się drzwiami do lepszego jutra. Niestety, nic nie idzie po jej myśli, a poznanie Adama McKeya — jej przyszłego szefa — komplikuje wszystko jeszcze bardziej.
Początek tej znajomości staje się źródłem fascynującego romansu, ale i dużych kłopotów. Cassandra traci głowę dla demonicznego Morfeusza. Między tą dwójką wybucha namiętność, nad którą nie potrafią zapanować. Adam vel Morfeusz wciąga Cassandę do gry, której zasady są bardzo proste, ale narażają oboje na ogromne ryzyko.
"Moje piersi stykają się bezpośrednio z zimną szybą, co sprawia, że moje podniecenie sięga zenitu. Mimo że Adam już mnie nie trzyma, ja nadal opieram ręce szeroko na szkle. To jak hipnoza. Wiem, że mam wolną wolę, ale kompletnie nie chcę z niej teraz korzystać. Chcę mu się oddać i poddać. Bezgranicznie."
Jak potoczy się historia, która nigdy nie powinna się wydarzyć?
Sny Morfeusza to intensywna, pełna namiętności i niebezpiecznych tajemnic lektura, która rozpali Twoje zmysły i wciągnie w świat mrocznych doznań. Daj się ponieść historii pięknej Cassandry i tajemniczego Adama!
Recenzja już niebawem pojawi się na blogu. A Wy macie w planach zatopić się w objęciach Morfeusza? 

55♥ "Calder. Narodziny odwagi" Mia Sheridan

TYTUŁ: "Calder. Narodziny odwagi"
AUTOR: Mia Sheridan
TOM: I
WYDAWNICTWO: Septem
ILOŚĆ STRON: 376
MOJA OCENA: 7,5/10

Uczucie, które rodzi się wbrew przeznaczeniu.
Miłość, której sprzeciwiają się sami bogowie.
Zakazany owoc, którego słodki smak pcha w ramiona grzechu.

Ludzie w Akadii czekają na dzień ostateczny, gdy nadejdzie powódź i wraz z ich przywódcą oraz jego umiłowaną trafią do Elizjum – raju, w którym wynagrodzone będzie doczesne poświęcenie. Tak głosi przepowiednia, więc nikt nie podważa roli, którą w tym wszystkim odegra młodziutka Eden – wybranka Hectora, przewodnika apokaliptycznej sekty. Nikt, oprócz samej dziewczyny oraz Caldera, któremu głos serca otwiera oczy na prawa społeczności, według których żyje się w Akadii. Zakochani są gotowi walczyć o swoją miłość, jednak silne sidła sekty pokażą im, jak ciężko jest sięgnąć swoich pragnień oraz jak wiele kosztują marzenia. 
Była urzekająca, cudowna. I niech bogowie mi wybaczą, ale ziarno miłości, które we mnie zakiełkowało; ziarno, którego przyrzekłem nie pielęgnować, i tak rosło z każdą chwilą. Mógłbym przysiąc, że czuje, jak jego aksamitne kosmyki poruszają się we mnie, rosną i opadają żywotne części tego, kim byłem. Nie potrafiłem ich powstrzymać. Usidliła mnie. Ja byłem polem, a ona powojem. Zawładnęła mną. Tak po prostu.
Gdy po raz pierwszy przeczytałam okładkowy opis „Caldera”, pomyślałam, że coś musiało mi się pomylić i w rzeczywistości przed oczami mam zarys fabuły zupełnie innej książki, napisanej przez nieznaną mi autorkę. Właściwie miałam cichą nadzieję, że tak właśnie jest, bo... "sekta? Serio, Mia? Ty tak na poważnie?" - taka właśnie była moja reakcja. Nie byłam przekonana do takiego pomysłu, wręcz miałam mnóstwo wątpliwości, ale mój czytelniczy instynkt podpowiadał mi, abym zaufała autorce, bo to w końcu Mia! Nasza nieoceniona Mia Sheridan! Mimo wszystko do powieści podeszłam z powściągliwością – lepiej miło się zaskoczyć, aniżeli ogromnie zawieść. Nie ma co ukrywać, iż pomysł na fabułę jest bardzo specyficzny, dlatego obawę – co do tego, jak autorka postanowi to ukazać oraz czy sprosta postawionemu sobie wyzwaniu – w tym wypadku uważam za w pełni uzasadnioną. Jednak Sheridan po raz kolejny z lekkością pokonała wszelkie trudności i ze znanym sobie wdziękiem napisała świetną powieść, ucierając tym samym nosa wszystkim, którzy choćby przez chwilę zwątpili w jej umiejętności. 
Autorka odwzorowała strukturę sekty, w swojej powieści sprawnie odtworzyła jej system funkcjonowania. Genialnie - nieprawdopodobnie, a jednak prawdziwie, ukazała sposób postrzegania tego wszystkiego przez samych członków organizacji – to jak ślepo podążają za swoim przywódcą, jak dają się omamić i wyzyskiwać, oraz jak w jego ręce oddają swoją wolność. My widzimy to właśnie tak, ale Mia zmienia nasze myślenie, dając do zrozumienia, że takie osoby są zaślepione wiarą i fanatycznie podążają za swoim przywódcą, bo w nim widzą lepsze życie. I choć mnie osobiście ciężko w to wszystko uwierzyć, to takie są realia, a autorka świetnie wykorzystała ten temat, jako podstawę swojej powieści. 
Ale oczywiście w życiu nic nie przychodzi tak łatwo. Trzeba krok po kroku sprostać wyzwaniom, by osiągnąć szczęście. Choć może dzięki temu szczęście ma jeszcze słodszy smak? Jeśli dałoby się po prostu pominąć wszystkie trudne aspekty życia, te dobre zostałyby odarte z emocji, stałyby się nudne.
Cała akcja w książce dzieje się spokojnym tępem – bez pośpiechu, a można by wręcz powiedzieć, że beztrosko, choć trosk w w życiu bohaterów nie brakowało. Gdy miłość pomiędzy bohaterami zaczyna rozkwitać, a każdy kolejny dzień jest dla nich niepewny, wszystko nabiera delikatnego dynamizmu. Wszelkie zagrożenia, które grożą zakochanym ze strony sekty spowijają powieść niepewnością, bo ani my ani Eden oraz Calder nie wiemy, co czeka ich jutro. 
Wielu czytelników podczas czytania pomyśli, że Mia przegięła, bo stworzyła bohaterów idealnych – za idealnych. Być może to prawda i pewnie niejedna osoba będzie patrzeć krzywo na ten aspekt powieści, ale znajdą się tacy, którzy uznają taki zabieg za ogromny plus, bo to właśnie to nadało tej lekturze finezji i magnetyczności. „Calder” to kolejna powieść Sheridan, w której to postać męska stanowi atrakcyjniejszy element lektury. W tej ponad 350-stronicowej książce, w Calderze zachodzi ogromna zmiana – chłopak, który wierzył we wszystko, wraz z innymi ślepo podążał za Hectorem oraz pragnął poświęcić się dla swojej społeczności z kolejnymi stronami dorośleje, zaczyna się buntować przeciw temu, w co dotychczas powierzał wiarę, a jego poświęcenie zmienia swój cel, by wraz z zakończeniem powieści ten chłopak stał się mężczyzną walczącym o wolność oraz szczęście swoje, a także osób mu najbliższych. 
Na uznanie należy podejście autorki do scen seksu, którym w jej powieściach brak wulgarności, ale jednocześnie nie są nijakie. Wszystkie opisane przez nią zbliżenia intymne nakreślone są z niezwykłą subtelnością, nie tracąc przy tym namiętnego charakteru. Mia zabarwia wszystko romantyczną pożądliwością, tworząc zmysłowy nastrój, który otula czytelnika. 
I gdzieś w głębi duszy, w miejscu, które nie zna reguł ani granic, gdzieś, gdzie słychać tylko bicie mojego serca, zakiełkowała miłość.
„Calder. Narodziny odwagi” to kolejna świetna powieść Mii, która po raz kolejny udowadnia, że zasługuje na miano "bestselerowej autorki „New York Timesa”". Zakończenie lektury napawa mnie ogromnym bólem, który podsyciło zdanie "Ciąg dalszy w tomie Eden. Nowy początek" i z sercem pełnym żalu, ubolewam nad brakiem kontynuacji. A jeśli Wy jeszcze nie czytaliście powieści „Calder” lub innych książek autorki, to koniecznie to nadróbcie – myślę, że jej pozycje sprawdzą się idealnie na wakacyjny urlop.

Za możliwość przeczytania, ogromnie dziękuję Grupie Wydawniczej Helion oraz Wydawnictwu Septem.

54♥ "Listy niezapomniane. Tom II" Shaun Usher

TYTUŁ: "Listy niezapomniane. Tom II"
ZEBRAŁ I OPRACOWAŁ: Shaun Usher 
WYDAWNICTWO: Sine Qua Non (SQN) 
ILOŚĆ STRON: 416
MOJA OCENA: 7/10

Rzeczywistość, w której listy przechodzą do przeszłości, a internet podbija cały świat. Czasy, w których sztuka pisania listów zamiera, a wysłanie pisma pocztą stanowi problem dla młodego człowieka. Życie wyprane z ekscytacji, pozbawione wewnętrznego niepokoju w oczekiwaniu na nadejście odpowiedzi. Świat, który zaczyna pochłaniać nijakość. To koszmar. To nasza rzeczywistość. 
Ale na ratunek przybywa superbohater oraz obrońca tradycyjnej korespondencji - Shaun Usher!


Drugi tom Listów niezapomnianych to kolejny bogaty i inspirujący zbiór korespondencji, który przypomina nam, jak wiele z tego, co ważne w naszym życiu, uwieczniamy w listach.
Odkryj:
~ pożegnalną notatkę Richarda Burtona skierowaną do Elizabeth Taylor,
~ przejmujący list matki do nienarodzonej córki,
~ list Toma Clancy’ego, którego Ronald Reagan nazwał „opowiadaczem w moim stylu”, tym samym kładąc podwaliny pod fenomenalną karierę pisarza,
~ odpowiedź Davida Bowiego na pierwszy list od fanki z Ameryki,
~ list Karola Wojtyły do kuzynki Lusi wysłany zaraz po wyborze na papieża,
~ niezwykłą korespondencję między Grzegorzem Turnauem a Piotrem Skrzyneckim,
~ list Marge Simpson do pierwszej damy Barbary Bush, która stwierdziła, że Simpsonowie to „najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziała”,
~ odpowiedź Albusa Dumbledore’a na podanie o pracę na stanowisku profesora Obrony Przed Czarną Magią w Hogwarcie…
Listy niezapomniane. Tom II to wiele wzruszających, tragicznych, zabawnych i ponadczasowych historii zapisanych na zaskakująco trwałym tworzywie – papierze.
Wydawnictwo Sine Qua Non 

Zacznę od wirtualnego ukłonu w stronę Shauna Ushera, który wpadł na świetny pomysł stworzenia zbioru niesamowitych listów, tym samym z szacunkiem odnosząc się do czasów sprzed internetu. "Listy niezapomniane" to zbiór niezwykłych listów, których nadawcy, bądź adresaci, to bardzo często osoby, które świat zna i być może znajdą się osoby chcące poznać je bliżej. Odkryć rąbek z ich prywatnego życia, bądź poznać kolejny interesujący fakt odnośnie ich twórczości czy też losu. Właśnie taką szansę daje Pan Shaun, który, co widać po efektach, z niezwykłą starannością oraz pasją skolekcjonował i opracował inspirującą korespondencję - czasami zaskakując tym, jak bardzo intymne szczegóły z życia osób zaangażowanych są w niej zawarte. Zbiór ten zawiera fragmenty z czyjegoś życia, raz odkrywając więcej, a innym razem mniej szczegółów, ale na tyle dużo, by niejednokrotnie zaintrygować czytelnika sylwetką osoby, której dany list dotyczy. 
Mogę niemal zapewnić, że całym zestawieniu każdy znajdzie coś dla siebie - tym samym z ogromną przyjemnością zaczytując się w korespondencję, czy to swojego idola, czy obcych ludzi posiadających ciekawą historię, ale jak można się tego podziewać czytelnik znajdzie  i takie listy, które nijak mają się do nazwy całego zbioru i wcale nie są niezapomniane - oj nie, wręcz przeciwnie. W całym zbiorze pewnie trafi się kilka takich, po których skończeniu nie możesz sobie przypomnieć, o czym w ogóle przed chwilą przeczytałeś. Być może pojawi się tu również korespondencja, której nijak nie będziesz potrafił zrozumieć i poczujesz się niczym na lekcji polskiego, w trakcie interpretacji dzieła literackiego, podczas którego czytania mimowolnie zastanawiasz się, czy autor przypadkiem czegoś nie był pijany. A będą i takie, które odrzucą Cię już na samym początku, sprawiając, że bez najmniejszych wyrzutów postanowisz je pominąć i zabrać się za coś znacznie ciekawszego. To właśnie udowadnia, że Shaun Usher wykonał kawał dobrej roboty, bo stworzył coś dla Asi, Kasi, a nawet wybrednej Basi. 
Najważniejsza jesteś TY, która znajdujesz się pod ubraniami i skórą - Twoje umiejętności, Twoja chęć działania, zapał do nauki i poznawania tego wspaniałego, cudownego świata. 
Nie unikaj nowych doświadczeń i zwyczajów. Odważnie znieś tę zimną kąpiel. Znajduj wytchnienie w swej dużej sypialni. Ciesz się tym, co jest, i nie płacz za tym czego nie ma. 
~ W.E.B Du Bois do Yolande Du Bois

Uznanie leci w stronę budowy zbioru, ponieważ nie znajdziecie tam jedynie przepisanego listu i nie zostaniecie pozostawieni na lodzie musząc czytać o kimś, kogo kompletnie nie znacie i nie macie pojęcia, po co w ogóle powstał ten list. Shaun Usher pomyślał o wszystkim i przy liście umieścił krótką notatkę - (à la genezę utworu). Ale to jeszcze nie wszystko! Zbiór przepełniony jest skanami tejże właśnie korespondencji, a jeśli ich brak, to dołączone jest zdjęcie nadawcy bądź też odbiorcy, rzadziej innymi  ilustracjami. To wszystko tworzy niesamowity efekt! Odbiorca może się poczuć niemal tak, jakby to właśnie do niego był dany list, wczuwając się w rolę odpowiedniego odbiorcy. 
Wystarczy przeczytać pierwszy lepszą korespondencję, by poczuć jak bariery czasu oraz miejsca opadają, a czytelnik nagle przenosi się do czasów twórczości Emily Dickinson,  czy zespołu Nirvany. Czytanie tych wszystkich listów zebranych w jednej książce, tworzy efekt przeglądania albumu pełnego zdjęć, w większości wykonanych przed naszym przyjściem na świat. To jak słuchanie opowieści babci, o tym, jak żyło się kiedyś, przy jednoczesnych próbach wyobrażenia sobie, jak to mogło być.
Kochając Cię, w jednostronnej miłości nie widzę nic pięknego. Pisze to z autentycznym smutkiem, nie ze złością: nie chcę Cię już, ponieważ po prostu nie mogę tego znieść.
~Elizabeth Smart do George'a Barkera 
Teraz sprostuję pewną sprawę, która wydaje mi się oczywista, ale na wszelki wypadek wolę o niej wspomnieć. Mianowicie, fakt, iż te "Listy niezapomniane" z różową okładką noszą miano tomu drugiego wcale nie oznacza, że najpierw powinniście zapoznać się z poprzednią częścią zbioru. Osobiście nie czytałam pierwszego tomu i w żaden sposób mi to nie przeszkadzało, ponieważ listy te nie są w ze sobą w ogóle powiązane. 
Muszę również wspomnieć o pięknym wydaniu. Wydawnictwo Sine Qua Non postawiło w tym wypadku na twardą oprawę, która, po przez połączenie klasycznego białego koloru wraz z piękną barwą (w tym wypadku) różowego, tworzy niesamowity efekt. Powieści wydane z tak ogromną starannością z przyjemnością ustawia się na półce i to najlepiej w widocznym miejscu, bo na wejściu wzrok naszego gościa automatycznie powędruje właśnie do "Listów niezapomnianych". 
Nawet przy założeniu, że jako czytelnik, nie będziesz w pełni zadowolony z tego zboru korespondencji, ponieważ nie wszystkie listy co Ciebie przemówią, to i tak z mojej strony leci polecenie, ponieważ śmiało mogę założyć, że jednak COŚ dla siebie tu znajdziesz i zakładam, że nie będziesz żałował, że zdecydowałeś się sięgnąć po "Listy niezapomniane" ☺ 

Za egzemplarz, tak pięknego wydania zbioru korespondencji, dziękuję Wydawnictwu SQN

53♥ "Panika" Lauren Oliver

TYTUŁ: „Panika”
AUTOR: Lauren Oliver
WYDAWNICTWO: Otwarte/Moondrive
ILOŚĆ STRON: 360
MOJA OCENA: 4,5/10

To właśnie w małym, pogrążonym w biedzie oraz monotonii, miasteczku Carp, młodzi ludzie wymyślili grę. I nie taką, która, jak w przypadku berka, czy chowanego, skończy się zadrapanym kolanem, ani nie taką, której efektem będzie potężny kac następnego dnia – nie, to nie taka gra, to też nie zabawa, a prawdziwe wyzwanie. Ta gra to Panika – rywalizacja o duże pieniądze i lepsze życie, ale i niebezpieczna rozgrywka. Możesz wygrać i zyskać ogromną szansę, ale jeśli przegrasz, możesz stracić wszystko. Musisz pozbyć się lęku i być gotowym na wszystko oraz grać według zasad, których nie ma. 

Według Heather to czyta głupota pcha młodych w objęcia Paniki, ale wystarczył jeden impuls, by dziewczyna, wbrew własnym przekonaniom, podjęła wyzwanie. Zrozpaczona Heather jest gotowa na wszystko, po tym jak rzucił ją ukochany chłopak, a sprawy rodzinne komplikują się jeszcze bardziej. To z Paniką dziewczyna wiąże swoją nadzieję i jest gotowa pokonać własne lęki. 
Dodge różni się od innych uczestników. Nie gra dla pieniędzy i nie robi tego, by komuś zaimponować. Chłopak szuka zemsty. Niegdyś Panika zrujnowała życie jego siostry i Dodge wierzy, że winny musi ponieść karę. Jest w stanie zmierzyć się z własnym strachem, by wymierzyć sprawiedliwość. 
Kogo odwaga poprowadzi do zwycięstwa? 
„Może człowiek wszędzie zabiera ze sobą swoje demony, tak samo jak zabiera swój cień.”
Byłam ogromnie podekscytowana, gdy po raz pierwszy zobaczyłam zapowiedź „Paniki”. Oczarowana faktem, że pojawi się w Polsce, nie mogłam się doczekać, gdy wreszcie po nią sięgnę. Czekałam na tę powieść ze względu na autorkę, która podbiła mnie swoją rewelacyjną serią „Delirium”, a także dlatego, że opis nie pozostawiał mi żadnych złudzeń – byłam wręcz pewna, że to będzie genialna książka. I wreszcie ją przeczytałam! Z opóźnieniem, ale jednak. I chyba tego żałuję. Tak, kochani, zawiodłam się... ogromnie rozczarowałam. 
„Nagle poczuł smutek, że czas tak nieubłaganie pędzi do przodu. Był jak fala powodziowa - zostawiał za sobą tylko śmieci.”
Zastanawiam się od czego zacząć omawianie „Paniki” i pozwólcie, ze zacznę od plusów, bo ten był tylko jeden. Niestety. Ogromna szkoda, że jedyną rzeczą, za którą tak naprawdę mogę docenić tę powieść jest sam pomysł na fabułę. Świetny zamysł, którego realizacja leży i kwiczy na jednej z niższych półek bibliotecznych. Autorka się nie popisała. Wedle opisu czytelnik może nastawić się na lekturę pełną wrażeń, z akcją goniącą akcję, na opisy, które rozpalą krew w żyłach, naładują porcją energii, a wręcz adrenaliny. Oczekiwać może potężnej dawki emocji, która zachęci do ruszenia czterech liter z kanapy i zrobienia czegoś szalonego! Tak, ja właśnie na to liczyłam i jakże bardzo moja wizja minęła się z tą z kart tej powieści. Panika nie pobudza i nie zachęca do działania, nie motywuje do tego, by zrobić coś nowego – nie, ta książka wręcz zamyka w zalążku pokłady energii, którą w sobie ma czytelnik, koi jego chęci i w szybkim tempie usypia umysł. To była istna walka – ostre zmagania z czającym się snem. I tylko po części to wlekąca się akcja jest temu winna, ponieważ ogromne znaczenie ma tu sposób w jaki Oliver postanowiła napisać swoją powieść. Nie można odmówić tej autorce zdolności pisarskich, bo te zdecydowanie ma – bogaty zasób słownictwa, sprawne posługiwanie się językiem oraz środkami zdobiącymi i rozwijającymi tekst. Tego zdecydowanie w tej powieści nie brakowało, ale Lauren Oliver chyba zapomniała, co to ma być za książka, że w „Panice” powinna dominować akcja, a nie drętwe, rozwlekłe, nużące oraz mdłe opisy, czegoś co czytelnika kompletnie nie interesuje lub czegoś co tylko niepotrzebnie spowalnia rozwój wydarzeń. Nawet rozszerzenie perspektywy i podzielenie narracji na bohaterów, tak byśmy mieli ogląd na sytuację od strony Dodge'a oraz Heather, nie ratuje sytuacji. Chyba nic nie jest w stanie tego zrobić. Autorka popsuła tę książkę. Miało być dynamicznie, niebezpiecznie i zaskakująco – niestety, tak nie było. Tak właściwie, zaczęłam nabierać wątpliwości, czy „Panika” naprawdę opowiada o ryzykownej grze, w której nic nie jest pewne. A skoro już jesteśmy w temacie to... o czym jest ta książka, bo chyba sama nie wyłapałam jej sensu? 
Bohaterzy „Paniki” okazali się również nijacy, jak cała powieść. Byli i już ich nie ma. Nie czułam z nimi bliskości podczas czytania, a teraz tym bardziej zaczynają odchodzić w zapomniane. Heather nie popisywała się odwagą i nie grała bohaterki, ale autorka nie nadała jej cech, które czytelnik szuka u postaci literackiej – brakło szczypty tajemnicy, intrygującego ogniwa, czarującej osobowości i nieprzewidywalności. Ułamek tego czytelnik może znaleźć w Dodge'u, czy też Bishopie, przyjacielu dziewczyny, ale to za mało – niewystarczająco, by zaciekawić czytelnika i wplątać go w mechanizm następujących po sobie zdarzeń. Bohaterzy, to element, który powinien nadać książce charakteru, w tym przypadku to chyba się nie udało – było nudno i powstrzymam się przed wypisaniem synonimów tego słowa. 
„Ale owady w zasadzie lubił, uważał je za fascynujące. W jakimś sensie były podobne do ludzi – głupie i czasami bezwzględne, kiedy zaślepiał je egoizm.” 
Podsumowując, mocno zawiodłam się na Lauren Oliver. „Panika” momentami działa lepiej niż środki nasenne, a jest dużo od nich zdrowsza, więc lekarze powinni rozważyć, czy nie warto przepisywać jej pacjentom. Niestety (prawdopodobnie już po raz trzeci w tej recenzji używam tego słowa), nie polecam Wam tej powieści, a już na pewno nie jeśli, tak jak ja, liczycie, że „Panika” – książka, która chyba powinna opowiadać o ryzykownej grze, „ostrej” rywalizacji oraz walce z własnymi lękami – będzie lekturą dynamiczną z wartką akcją. Dla Oliver tym razem leci łapka w dół.

KSIĄŻKOMANIA

Witajcie książkomaniacy! Jakiś czas temu wraz z Michaliną z bloga Książkowy świat stworzyłyśmy wydarzenie o nazwie KSIĄŻKOMANIA! Już wkrótce odbędzie się trzecia edycja - do tej pory wspólnie podążaliśmy tropem choroby oraz miłości, tym razem będziemy kroczyć śladem zbrodni. Jeśli nie braliście udziału w poprzednich edycjach, pewnie zastanawiacie się, o co w tym chodzi?
- Raz na jakiś czas będziemy wybierać główny motyw akcji, tym razem będzie nim zbrodnia ☺
- Przez 7 dni od 20 do 26 czerwca uczestnicy będą czytać kryminały.
- Chętni będą mogli na bieżąco relacjonować swoje wrażenia dotyczące czytania - w ten sposób pokażecie, że naprawdę z nami jesteście, być może zachęcicie nas do sięgnięcia po jakąś pozycję, a my w zamian zadbamy o konkursy (a czym więcej uczestników, tym większe prawdopodobieństwo, że takie się pojawią) :D
Gorąco zachęcamy do dołączania do nas, zapraszania znajomych, do aktywności, a przede wszystkim do zagłębienia się w lekturze! Szykuje się świetna zabawa!
To w jaki sposób zdecydujecie się relacjonować czytaną powieść, zależy od od Was. W poprzednich edycjach uczestnicy robili to niezwykle ciekawie, przez co już kilka książek dołączyło do mojej listy "Chcę przeczytać". Abyście jednak wiedzieli, o co chodzi z tym całym relacjonowaniem, pozostawiam poniżej przykład:
Koniecznie dołączajcie do wydarzenia, nie chciałybyśmy odwoływać KSIĄŻKOMANI, ponieważ same długo na nią czekałyśmy ☺

5 NAJEK tygodnia

Ostatnio posty pojawiają się nieregularnie i mogłabym powiedzieć, że wszystko jest pod jak najlepszą kontrolą, ale tak cudownie to może jednak nie jest. Mimo wszystko zapewniam moich czytelników, że nie mają się o co martwić, bo staram się trzymać rękę na pulsie ☺

NAJciekawszy post/ artykuł:
Ostatnio trochę pogrzebałam po innych blogach i teraz mam mały dylemat, czym tym razem chciałabym się z Wami podzielić. Zadecydowałam, że w imieniu autorki bloga Króliczek doświadczalny zachęcę do zapoznania się z jej wpisani o blogowych komentatorach. Joanna napisała świetny post z pazurem o 10 typach komentarzy, za które powinno się karać chłostą - jej ostra ocena i cięty język dodały mu uroku. Ale nie tylko to znajdziecie na Króliczku, możecie również przeczytać o 5 typach komentatorów, których chce się uściskać - cóż, pod tym na pewno                                                                                                   się podpisuję!

NAJwiększe odkrycie:
Ostatnio przeszło mi przez myśl, aby więcej czasu i energii zainwestować w siebie i postawić na rozwój osobisty. Postanowiłam sprawdzić, czy w internecie znajduje się coś ciekawego, związanego z samorozwojem. Nie musiałam szukać długo - bardzo szybko trafiłam na bloga Rozwojowiec, a następnie na kanał na YouTube, będący jego odpowiednikiem. Po ścieżce rozwoju oraz realizacji, swoich widzów oprowadza Damian Redmer, który w genialny sposób przedstawia różne sposoby, które mogą ułatwić Ci życie oraz pomogą piąć się w górę. Koniecznie zajrzyjcie na jego kanał - gwarantuję, że zapragniecie nagle zmienić swoje życie.

Wydawnictwo Filia

NAJciekawsza zapowiedź:
Część z Was może już o tej zapowiedzi słyszała i wyczekuje daty premiery z niecierpliwością, ale są pewnie wśród nas tacy, którzy jeszcze nie dowiedzieli się, że 20 lipca ma się ukazać kolejna powieść Brittainy C.Cherry - autorki "Kochając pana Daniela" oraz "Art&Soul"! Nie miałam okazji czytać jeszcze żadnej z tych książek, ale jestem w trakcie polowania na nie oraz już wyczekuję premiery Powietrze, którym oddycha.


Ostrzegano mnie przed Tristanem Colem.
„Trzymaj się od niego z daleka”, mówili.
„Jest okrutny”.
„Jest zimny”.
„Życie go nie oszczędzało”.
Łatwo skreślić człowieka na podstawie jego przeszłości. Właśnie dlatego łatwo dostrzec w Tristanie potwora.
Ale ja nie potrafiłam tego zrobić. Zaakceptowałam spustoszenie, które w nim panowało. Sama czułam się bardzo podobnie.
Oboje wypełnieni pustką.
Oboje szukający czegoś innego. Czegoś więcej.
Oboje pragnęliśmy poskładać roztrzaskane fragmenty naszej przeszłości.
Może wtedy moglibyśmy nareszcie przypomnieć sobie, jak się oddycha.
NAJlepsze odkrycia: 
Odkrycia te poświęcę aplikacjom na telefon. Nie jestem z tych osób, które ciężko zobaczyć bez komórki - wręcz przeciwnie, koleżanki dziwią się, gdy wreszcie zdecyduję się wyjąć ją z torebki. Jednakże, ostatnio odkopałam w sklepie Play świetne, a nawet pomocne aplikacje, którymi chciałam się dziś z Wami podzielić - bez różnicy, czy nie potraficie wyjść bez telefonu z domu, czy czasami nawet nie wiecie, że od jakiegoś czasu jest rozładowany. 
Memrise, to prawdopodobnie aplikacja, z której zadowolona jestem najbardziej. Od zawsze mam problemy z nauką języka angielskiego, ale Memrise jest świetnie zaprojektowaną pomocą, dla takich tumanów jak ja. W środku do dyspozycji jest pakiet dla początkujących jak i dla średniozaawansowanych i to nie tylko w języku angielskim. Codzienna dawka słówek, ćwiczenia na pamięć, ze słuchu oraz pisowni są świetną drogą, by bogacić swoje słownictwo. Z aplikacji korzystam niespełna od dwóch tygodni, a już kilkakrotnie użyłam nauczonych się słówek! Minus - konieczność dostępu do internetu. 



Jeśli już o samorozwoju mowa, to zachęcam Was do zapoznania się z aplikacją Brain Wars. Jak sama nazwa wskazuje cała zabawa polega na wojnie mózgów, co wiąże przyjemne z pożytecznym - rywalizując z innymi użytkownikami rozwiązujecie różne zadania, które sprawdzają sprawność Waszego mózgu, jednocześnie go rozwijając. I w tym przypadku minus polega na konieczności dostępu do internetu. 





Bez względu na to, czy Twój czas spowija chaos, czy po prostu lubisz planować - aplikacja TimeTune jest właśnie dla Ciebie! To świetny planer, który stanowi idealną pomoc w organizacji czasu. TimeTune pomoże Ci ułożyć dzień, czy od razu cały tydzień, a być może dzięki niemu wytworzysz sobie nawyki. Aplikacja genialna, jednakże osobiście jestem prawdopodobnie zbyt dużym "nieogarem", by ułożyć sobie dzień ☺



NAJciekawsza inicjatywa:
Być może niektórzy już mieli okazję dowiedzieć się o Książkowym Zakątku - niedawno powstałym e-magazynie książkowo-blogowym. Zespół "redaktorek" składa się z recenzentek książkowych, czyli powiewa amatorszczyzną, ale jako jedna z współtwórczyń zachęcam Was do poczytania oraz dzielenia się swoją opinią o Zakątku, tak by każdy kolejny numer był coraz lepszy, a kolejny już na początku czerwca ☺EDIT: Wygląda na to, że jest mały problem z linkiem do gazetki, dlatego jeśli ktoś chciałby się z nią zapoznać, to proszę o podanie maila w komentarzu, a wyślę 'e-magazyn mailem lub zapraszam na grupę na FB, gdzie będę pojawiać się wszystkie numery na bieżąco ☺

To już koniec. Mam nadzieję, że czymś Was zaciekawiłam - koniecznie dajcie znać, czy znaleźliście tu coś dla siebie oraz co Wy ostatnio odkryliście interesującego.
Pomyślałam, że odnowię zakładkę "O mnie" oraz napiszę ją na zasadzie Q&A, dlatego jeśli macie do mnie jakieś pytania, to będę wdzięczna za podanie ich w komentarzu, a chętnie na nie odpowiem przygotowując zakładkę☺

52♥ "Stinger. Żądło namiętności" Mia Sheridan

TYTUŁ: "Stinger. Żądło namiętności"
AUTOR: Mia Sheridan
WYDAWNICTWO: Septem
ILOŚĆ STRON: 408
MOJA OCENA: 8,5/10

Uczucie, które narodziło się w Las Vegas, miejscu okrzykniętym mianem Miasta grzechu...
Grace, przyszła prawniczka i kobieta sukcesu, uparcie dążąca do wyznaczonych celów, nie może przegapić okazji uczestnictwa w Międzynarodowym Zjeździe Studentów Prawa. Już na lotnisku zdaje sobie sprawę, jakie jest Las Vegas i nie czuje się zaskoczona, gdy orientuje się, że w tym samym hotelu organizowane są Targi Branży Erotycznej. Właśnie dzięki temu Grace poznaje Carsona Stingera – zarozumiałego aktora porno, od którego młoda kobieta wie, że powinna trzymać się z daleka. Jednak los czasem płata figle i oboje lądują w popsutej windzie, co prowadzi do rosnącej wzajemnej sympatii oraz wspólnie spędzonego, namiętnego weekendu. Szybko dają o sobie znać dwa odrębne światy Grace i Carsona, a ich ścieżki się rozchodzą.
Mijają lata.
Tysiące wschodów słońca.
I bezmiar rodzącej się i traconej nadziei, by ponownie skrzyżować ich drogi                                                          i pokazać, jak niegdyś wspólnie spędzony weekend zmienił ich życia. 

„Stinger. Żądło namiętności” to moje drugie spotkanie z autorką i po wspaniałej lekturze, jaką okazało się „Bez słów” byłam niemal pewna, że po inne jej książki będę sięgać, nawet w ciemno. „Stinger” tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że to dopiero początek mojej przygody z Panią Sheridan, której nie potrzebna jest żadna mapa, ani wskazówki, by dotrzeć do mojego serca. 
„Miłość nie zawsze ma sens. I na tym polega jej piękno, jej tajemnica [...]”
Nie jestem w stanie wyrazić, jak wielką niespodzianką okazała się dla mnie ta powieść i jak bardzo myliłam się co do niej. Zakładałam, że biorę do ręki erotyk, który zapewni mi kilka godzin rozkoszy, chwilowo otumani, ale jedyne, co pozostawi na koniec, to dobre wrażenie. Byłam w błędzie. Zostałam oszukana i jestem za to po stokroć wdzięczna. Zawód Carsona, jako aktora porno i całe to erotyczne podłoże, to tylko tło, zaledwie oprawa dla całej reszty – dla miłosnej historii, opowieści przesiąkniętej nadzieją i dla brutalnej rzeczywistości. „Stinger” z pozoru sprawia wrażenie powieści bezmyślnej, pozbawionej głębi emocjonalnej oraz ograniczonej pod względem bogatej treści. Ale i w tym przypadku sprawdza się zasada, by nie oceniać po pozorach. Mia Sheridan napisała niezwykłą książkę o uczuciu, które pojawia się niespodziewanie i subtelnie wkrada się w erotyczną relację. Ale to nie o tym jest ta historia. „Stinger” opowiada o miłości, która otwiera oczy na świat i jego możliwości oraz popycha do zmian. To powieść o dwóch sercach, które nie potrafią o sobie zapomnieć oraz o nadziei budzącej się wraz ze wchodem słońca. Tylko to wciąż jest zaledwie namiastka tego, co oferuje czytelnikowi autorka. Mia Sheridan wplotła w swoją książkę coś, co dodaje całości esencji, wyrazistości oraz osobliwej wyjątkowości – napisała o przykrościach, z którymi mierzą się kobiety na całym świecie, tym samym otwierając czytelnikowi oczy na problemy, których nie dostrzega.
„Smutna prawda jest taka, że tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie gotów zaprzedać duszę diabłu.”
Sheridan zyska zapewne niejednego plusa dzięki zastosowaniu podziału narracji na głównych bohaterów – użyła coraz częściej pożądanego w książkach zabiegu, który otwiera drogę do najskrytszych myśli postaci – ich pragnień, wątpliwości i nadziei. Uczyniła z czytelnika świadka przemian zachodzących w Grace i Carsonie oraz oprowadziła go po ich sercach. Nie ulega wątpliwości urok naszego aktora porno, który czaruje wieloma fantastycznymi i zgryźliwymi żarcikami z podtekstem, które były jednak na tyle urzekające, iż w żaden sposób nie zamieniły „Stingera” w sprośną lekturę. One były wręcz urocze! 
Autorka napisała namiętny romans i poprzez słowa stworzyła równanie chemiczne, a płomienna i zmysłowa relacja bohaterów znajduje swoje odpicie w rozgrzewającym się sercu czytelnika. Nie brakło gorących scen, szczerych rozmów, bolesnych momentów, a także przykrych zderzeń z rzeczywistością. To właśnie ta mozaika przeżyć oraz odczuć sprawiła, że ta książka stała się piękna. 
„W życiu spotykamy ludzi, którzy nas ratują, zarówno na duże, jak i na małe sposoby. Czasem ratunek oznacza, że ktoś cię uwolni z ciemnego pokoju bez okien albo wyciągnie z płonącego budynku. Ale znacznie częściej oznacza ratunek od samego siebie, a także to, że warto otworzyć się na miłość, bo miłość wcale nie jest bajką.”
Gdybym miała do czegoś porównać tę powieść, to byłby to bieg z przeszkodami. Niektórzy, by jak najszybciej dotrzeć na metę i przy tym nie poddać się po drodze, wyobrażają sobie, że uciekają przed wściekłymi psami lub też u celu czeka na nich wspaniała nagroda. Właśnie tak czułam się podczas czytania „Stinger” - biegłam, z trudem łapiąc oddech, pokonywałam trudności, którym poddawane były moje uczucia i walczyłam mając nadzieją, że na mecie znajdę ukojenie i wszystko skończy się dobrze. Czy tak było? Odpowiedź znajdziecie w tej perełce, bo choć opis, okładka, a nawet dopisek do oryginalnego tytułu może nie zachęcać, to uwierzcie, że po tę książkę warto sięgnąć☺

Za wydanie oraz umożliwienie mi przeczytania "Stingera" dziękuję Grupie Wydawniczej Helion oraz Wydawnictwu Septem.  

TOP5 blogerów - "W podróż na bezludną wyspę"



Hej, kochani! Dziś przychodzę do was z kolejnym tematem TOP5 blogerów, który brzmi "W podróż na bezludną wyspę". Wyzwanie, przed którym postawiłam naszych blogerów nie było proste, ponieważ polegało na wyborze jednej lektury, która będzie uspokajać ich książkowe pragnienie właśnie na tej bezludnej wyspie, na której się znaleźli. Jesteście ciekawi, co chcieliby zabrać ze sobą? 



Lunatyczka z bloga Blondie in Wonderland 
Moim wyborem zapewne byłby Robinson Cruzoe :D No bo któż lepiej od niego wie, jak to jest żyć na bezludnej wyspie? Może ta książka chociaż trochę pomogłaby mi z wszechogarniającą samotnością i brakiem kontaktu z kimkolwiek. O, a do tego Robinson miał bardzo fajne pomysły na ułatwienie życia rozbitka; może i ja bym dzięki niemu nauczyła się krzesać ogień, albo coś w tym stylu.

Chaotyczna A z bloga Chaos myśli
Bez wahania – Maybe someday autorstwa Colleen Hoover. Przyznaję się, że mam słabość do historii miłosnych. Jednak muszą one zostać napisane w taki sposób, by wewnątrz mnie coś się działo, a nie było to jedynie przewertowanie perypetii dwójki głównych bohaterów. Historia stworzona przez Colleen Hoover zapadła mi głęboko w pamięci i jestem przekonana, że gdybym na bezludną wyspę miała zabrać tylko jedną książkę, którą będę czytać resztę życia, to Maybe someday za każdym razem rozwalałaby mnie tak samo mocno. Nie zapomnę, że poświęciłam jej praktycznie całą noc, przeżywając chwile, gdy uśmiech nie schodził mi z twarzy, ale również i te, podczas których łzy spływały po policzkach spadając na kolejne, przekładane moimi drżącymi z emocji dłońmi, strony. Dodając do tego połączenie z muzyką – bo w końcu utwory, jakich teksty znajdują się na łamach tej książki można przesłuchać w wykonaniu Griffina Petersona, to już w ogóle lektura przemawia do mnie w stu procentach. Genialna opowieść o miłości, którą poleciłabym każdemu.

Kuba z bloga Blue Kuba Books
Bezludna wyspa. Jestem tam. O cholibka. Wiele osób zapewne wyobrażało sobie taką sytuację, że znajduje się na bezludnej wyspie. Nie ma wokół Was nic oprócz kilku krzaków i kokosów. A - wszędzie jest woda. Woda. H2O. Ale co do książki - to bardzo ciężki wybór! Niemniej jednak zabrałbym całą swoją biblioteczkę. Przecież wszystkie moje książki muszą towarzyszyć mi w tak trudnych momentach. Trudny wybór, niezmiernie! Jednak muszę tutaj myśleć racjonalnie. To musi być pozycja duża i ciężka, w przypadku kiedy trzeba będzie zbić drzewo albo po prostu przetrwać. Przecież bez czytania w dziczy wytrzymać się nie da! A więc Światło, którego nie widać idealnie się do tego nadaje. Duża i gruba książka powoduje, że będę miał więcej szans na przetrwanie. W końcu leciutka i chuda lektura nic mi nie da. Sama tematyka powieści jest dość ciężka, chociaż naprawdę bardzo mi się podobała. Jak myślicie, dałbym radę? ;)

Arystea 
Kolejny zawrót głowy! Jednak myślę, że na bezludną wyspę (raj dla introwertyka♥) zabrałabym Złodziejkę książek. Mądra, wzruszająca, prawdziwa, piękna, a jednocześnie brutalna i bolesna cegła. Pozycja idealna na długie chwile w samotności. Co tu dużo mówić? Po prostu kocham tę historię!

Tatiana z bloga Books World 
Książką, którą zabrałabym na bezludną wyspę, samotną gdzieś na krańcu świata - wzięłabym Marsjanina Andy'ego Weira. Być może powinnam zabrać ze sobą książkę, która bardziej rozpiernicza system, ale tą uznałam za właściwą, gdyż mogłabym bardziej wczuć się w bohatera, który również został sam na planecie. Mogłabym rozważać co on czuł i jak ja się teraz czuję. Przede wszystkim dodawałby mi siły i motywacji do dalszej walki, jeśli chciałabym się z tej wyspy wydostać. Walczyłabym zawzięcie jak on i czuła, że nie jestem sama, że jeszcze ktoś w przeżywa to co ja. A z bohaterem, który ma dużo poczucia humoru z pewnością bym się nie zanudziła.


Dajcie znać, jaką książkę Wy najchętniej zabralibyście ze sobą na bezludną wyspę. Może to któraś z wyżej wymienionych? ☺ 
Bardzo dziękuję dziewczynom, jak i Kubie za udzielenie odpowiedzi i "spotykamy" się ponownie za dwa tygodnie (?).
Do napisania, kochani ♥ 
Bądź tu teraz © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka