TYTUŁ: "Calder. Narodziny odwagi"
AUTOR: Mia Sheridan
TOM: I
WYDAWNICTWO: Septem
ILOŚĆ STRON: 376
MOJA OCENA: 7,5/10
WYDAWNICTWO: Septem
ILOŚĆ STRON: 376
MOJA OCENA: 7,5/10
Uczucie, które rodzi się wbrew przeznaczeniu.
Miłość, której sprzeciwiają się sami bogowie.
Zakazany owoc, którego słodki smak pcha w ramiona grzechu.
Ludzie w Akadii czekają na dzień ostateczny, gdy nadejdzie powódź i wraz z ich przywódcą oraz jego umiłowaną trafią do Elizjum – raju, w którym wynagrodzone będzie doczesne poświęcenie. Tak głosi przepowiednia, więc nikt nie podważa roli, którą w tym wszystkim odegra młodziutka Eden – wybranka Hectora, przewodnika apokaliptycznej sekty. Nikt, oprócz samej dziewczyny oraz Caldera, któremu głos serca otwiera oczy na prawa społeczności, według których żyje się w Akadii. Zakochani są gotowi walczyć o swoją miłość, jednak silne sidła sekty pokażą im, jak ciężko jest sięgnąć swoich pragnień oraz jak wiele kosztują marzenia.
Była urzekająca, cudowna. I niech bogowie mi wybaczą, ale ziarno miłości, które we mnie zakiełkowało; ziarno, którego przyrzekłem nie pielęgnować, i tak rosło z każdą chwilą. Mógłbym przysiąc, że czuje, jak jego aksamitne kosmyki poruszają się we mnie, rosną i opadają żywotne części tego, kim byłem. Nie potrafiłem ich powstrzymać. Usidliła mnie. Ja byłem polem, a ona powojem. Zawładnęła mną. Tak po prostu.
Gdy po raz pierwszy przeczytałam okładkowy opis „Caldera”, pomyślałam, że coś musiało mi się pomylić i w rzeczywistości przed oczami mam zarys fabuły zupełnie innej książki, napisanej przez nieznaną mi autorkę. Właściwie miałam cichą nadzieję, że tak właśnie jest, bo... "sekta? Serio, Mia? Ty tak na poważnie?" - taka właśnie była moja reakcja. Nie byłam przekonana do takiego pomysłu, wręcz miałam mnóstwo wątpliwości, ale mój czytelniczy instynkt podpowiadał mi, abym zaufała autorce, bo to w końcu Mia! Nasza nieoceniona Mia Sheridan! Mimo wszystko do powieści podeszłam z powściągliwością – lepiej miło się zaskoczyć, aniżeli ogromnie zawieść. Nie ma co ukrywać, iż pomysł na fabułę jest bardzo specyficzny, dlatego obawę – co do tego, jak autorka postanowi to ukazać oraz czy sprosta postawionemu sobie wyzwaniu – w tym wypadku uważam za w pełni uzasadnioną. Jednak Sheridan po raz kolejny z lekkością pokonała wszelkie trudności i ze znanym sobie wdziękiem napisała świetną powieść, ucierając tym samym nosa wszystkim, którzy choćby przez chwilę zwątpili w jej umiejętności.
Autorka odwzorowała strukturę sekty, w swojej powieści sprawnie odtworzyła jej system funkcjonowania. Genialnie - nieprawdopodobnie, a jednak prawdziwie, ukazała sposób postrzegania tego wszystkiego przez samych członków organizacji – to jak ślepo podążają za swoim przywódcą, jak dają się omamić i wyzyskiwać, oraz jak w jego ręce oddają swoją wolność. My widzimy to właśnie tak, ale Mia zmienia nasze myślenie, dając do zrozumienia, że takie osoby są zaślepione wiarą i fanatycznie podążają za swoim przywódcą, bo w nim widzą lepsze życie. I choć mnie osobiście ciężko w to wszystko uwierzyć, to takie są realia, a autorka świetnie wykorzystała ten temat, jako podstawę swojej powieści.
Ale oczywiście w życiu nic nie przychodzi tak łatwo. Trzeba krok po kroku sprostać wyzwaniom, by osiągnąć szczęście. Choć może dzięki temu szczęście ma jeszcze słodszy smak? Jeśli dałoby się po prostu pominąć wszystkie trudne aspekty życia, te dobre zostałyby odarte z emocji, stałyby się nudne.
Cała akcja w książce dzieje się spokojnym tępem – bez pośpiechu, a można by wręcz powiedzieć, że beztrosko, choć trosk w w życiu bohaterów nie brakowało. Gdy miłość pomiędzy bohaterami zaczyna rozkwitać, a każdy kolejny dzień jest dla nich niepewny, wszystko nabiera delikatnego dynamizmu. Wszelkie zagrożenia, które grożą zakochanym ze strony sekty spowijają powieść niepewnością, bo ani my ani Eden oraz Calder nie wiemy, co czeka ich jutro.
Wielu czytelników podczas czytania pomyśli, że Mia przegięła, bo stworzyła bohaterów idealnych – za idealnych. Być może to prawda i pewnie niejedna osoba będzie patrzeć krzywo na ten aspekt powieści, ale znajdą się tacy, którzy uznają taki zabieg za ogromny plus, bo to właśnie to nadało tej lekturze finezji i magnetyczności. „Calder” to kolejna powieść Sheridan, w której to postać męska stanowi atrakcyjniejszy element lektury. W tej ponad 350-stronicowej książce, w Calderze zachodzi ogromna zmiana – chłopak, który wierzył we wszystko, wraz z innymi ślepo podążał za Hectorem oraz pragnął poświęcić się dla swojej społeczności z kolejnymi stronami dorośleje, zaczyna się buntować przeciw temu, w co dotychczas powierzał wiarę, a jego poświęcenie zmienia swój cel, by wraz z zakończeniem powieści ten chłopak stał się mężczyzną walczącym o wolność oraz szczęście swoje, a także osób mu najbliższych.
Na uznanie należy podejście autorki do scen seksu, którym w jej powieściach brak wulgarności, ale jednocześnie nie są nijakie. Wszystkie opisane przez nią zbliżenia intymne nakreślone są z niezwykłą subtelnością, nie tracąc przy tym namiętnego charakteru. Mia zabarwia wszystko romantyczną pożądliwością, tworząc zmysłowy nastrój, który otula czytelnika.
I gdzieś w głębi duszy, w miejscu, które nie zna reguł ani granic, gdzieś, gdzie słychać tylko bicie mojego serca, zakiełkowała miłość.
„Calder. Narodziny odwagi” to kolejna świetna powieść Mii, która po raz kolejny udowadnia, że zasługuje na miano "bestselerowej autorki „New York Timesa”". Zakończenie lektury napawa mnie ogromnym bólem, który podsyciło zdanie "Ciąg dalszy w tomie Eden. Nowy początek" i z sercem pełnym żalu, ubolewam nad brakiem kontynuacji. A jeśli Wy jeszcze nie czytaliście powieści „Calder” lub innych książek autorki, to koniecznie to nadróbcie – myślę, że jej pozycje sprawdzą się idealnie na wakacyjny urlop.
Za możliwość przeczytania, ogromnie dziękuję Grupie Wydawniczej Helion oraz Wydawnictwu Septem.
Okej, wiem, jak cenisz tę autorkę, ale po prostu nie mogę się do tej książki przekonać. Usłyszałam o niej po raz pierwszy właśnie na Twoim blogu, ale ani opis, ani sami bohaterowie przynajmniej "ze słyszenia" wcale nie brzmią zachęcająco. Przypuszczam, że ostro bym się na niej zawiodła, szczególnie, że postacie można by uznać za zbyt idealne - ooo, przeczuwam chamską recenzję bez ogródek! Jednakże bardzo cieszę się, że spodobała się Tobie i życzę kolejnych miłych spotkań z tą autorką :) <3 xx Patty
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie na recenzję "Korony" Kiery Cass!
Będę właśnie czytać tę książkę. Czuję, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńCoraz więcej słychać ostatnio o tej autorce na różnych blogach. Mam już w planach przeczytać jej "Bez słów" :) Co do "Calder.Narodziny odwagi" to odstrasza mnie trochę ta sekta, ale po twojej recenzji chyba jednak dam szansę tej powieści, bo wydaje się intrygująca i dobrze napisana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Tris *.* z http://hopebravestory.blogspot.com/
Niej jestem do końca do niej przekonana :/
OdpowiedzUsuńCzytałam inną książkę tej autorki i naprawdę mi się podobała. Do tej nie jestem przekonana, ale kto wie. Jeśli jakimś cudem trafi w moje ręce - na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Szczerze mówiąc - to mam właśnie takie podejście do tej książki jak Ty na początku. Ta sekta strasznie mnie odpycha. Czytałam już kiedyś (a raczej próbowałam czytać) książkę w ten deseń i strasznie mi się nie spodobał motyw sekty, więc teraz zupełnie mnie nie ciągnie do tej pozycji :D
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ciebie, tak i mnie nie przekonuje pomysł na fabułę, tylko ja nie wiem czy w ostateczności się przełamię i po nią sięgnę, ale muszę przyznać, że ciekawi mnie ta zmiana głównego bohatera. Jestem świeżo po lekturze "Bez słów", która mnie zachwyciła, dlatego na pewno zastanowię się nad innymi powieściami autorki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
houseofreaders.blogspot.com
Na pewno to nadrobię! Nie czytałam jeszcze żadnej powieści tej autorki, planowałam zabrać się za "Bez słów", ale teraz zastanawiam się czy ta książka nie byłaby lepsza :)
OdpowiedzUsuńChociaż obawiam się wspomnianego zakończenia, to książkę przeczytam z przyjemnością. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie miałam wcześniej styczności z twórczością tej autorki, ale myślę, że może być ciekawie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
napolceiwsercu.blogspot.com
Oj, chyba skuszę się na tą książkę. Mam tylko jedno pytanie, czy dobrze myślę (na podstawie cytatów), że narracja jest pierwszoosobowa i z punktu widzenia Caldera? Dawno nie czytałam tego typu książki i zawsze jestem ciekawa, jak sobie radzą autorki z próbą ukazania psychiki faceta. Wiadomo niestety, że czasem wychodzi to tragicznie.
OdpowiedzUsuńWłaściwie narracja podzielona jest na Eden oraz Caldera, ale myślę, że nie masz co się martwić, bo w moim odczuciu autorka sobie świetnie dała radę :D Pozostałe jej książki (Bez słów oraz Stinger) również są w taki sposób podzielone i nie wiem czemu, ale uwielbiam jej kreację męskich postaci i narracja prowadzona z ich punktu widzenia wydaje mi się nawet nieco lepsza :D
UsuńOkej, chyba zostałam przekonana. :D Jakiś czas temu miałam niby dość romansów, ale lubię bardzo taką narrację. I narracja z punktu widzenia męskich postaci chyba zwykle jest lepsza.
UsuńGenialna recenzja i fantastyczne cytaty! Jeżeli to zaledwie namiastka tego, co oferuje Sheridan w swoich powieściach, muszę czym prędzej zagłębić się w jej twóczość. I chociaż zaraz po przeczytaniu opisu moja pierwsza myśl była zbliżona do Twojej: "Sekta? Co? Nie, na pewno odpada, to totalnie nie moje klimaty", wraz z zapoznawaniem się z Twoją opinią, stopniowo zmieniałam zdanie. I chociaż wciąż mam pewne wątpliwości, bo z jednej strony ta sekta cały czas mnie odrzuca, a z drugiej strony zapewniam samą siebie, że to w końcu Sheridan, którą mnóstwo czytelników tak bardzo ceni, ostatecznie dopisuję tytuł na listę i tak jak piszesz - pewnie zaopatrzę się w niego na wakacje. ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki <3