Witam! Dziś przyszłam do Was z pierwszym postem z akcji „Książkowe MMA”, którą organizuję wspólnie z Michaliną z bloga Książkowy świat. Wpadłyśmy na pomysł, aby za jednym razem zgromadzić dwie sprzeczne opinie dotyczące jakiejś książki (tym razem jest to "19 razy Katherine"). W taki sposób chcemy pokazać, że jednym książka może się niezmiernie podobać, a innym nie koniecznie oraz pomóc zorientowaniu się, czy książka ta przypadnie Wam do gustu. Do udziału w naszej akcji zaprosiłyśmy Marzenę z bloga Zaczarowana oraz Sherry z bloga Feniks . Zanim jeszcze przejdę do rzeczy, chciałabym rozjaśnić Wam nazwę naszego pomysłu, bo niby dlaczego „Książkowe MMA” i co znaczy to MMA ? Ponieważ mają ukazać się tu sprzeczne opinie, to skojarzyłyśmy to z walką, a MMA to skrót od angielskiego Mixsed Martial Arts, czyli mieszane sztuki walki, a jest do dyscyplina sportowa, w której zawodniczy walczą wręcz.
Jeśli
jesteście ciekawi całej akcji, to zapraszam!
♥♥♥♥♥
"19 razy Katherine"
Pytanie pomocnicze: Co sądzicie o samym pomyśle na fabułę?
♥ Marzena:
Przyznam, że po książkę sięgnęłam nie ze względu na pomysł,
ale na autora, którego uwielbiam, więc to, o czym jest książka,
było mi zupełnie obojętne. Ale genialny Colin, jego niesamowita
inteligencja, podróż w nieznane, teoremat i 19 Katherine... no
trudno powiedzieć, że fabuła nudzi, prawda? Dla mnie pomysł i
historia opowiedziana przez Greena to duży plus.
↯ Sherry: Pomysł fabularny był... interesujący i nietypowy, głównie dlatego tak bardzo zaciekawiła mnie książka. Green i blogerzy wychwalający jego twórczość, obiecywali kolejną niezapomnianą lekturę, przesiąkniętą realizmem, a na dodatek z elementami czysto nerdowskimi, więc mimo że nie nastawiałam się na nic szczególnego, pod tym względem byłam zaciekawiona. Niestety, aby napisać dobrą książkę - książkę na poziomie, nie wystarczy idea poupychana na papierze. Trzeba wykończenia, trzeba emocji, oryginalności i magnetyzmu. A tego, na tych trzystu stronach, nie znalazłam.
♥ Marzena: Uuu, zabolało :/ Ja odebrałam to zupełnie inaczej. Nie spodziewałam się po książce żadnego geniuszu ani wyższych wartości. Oczekiwałam tylko nietuzinkowego humoru, dobrze opowiedzianej historii i niebanalnych bohaterów. Bawiłam się niesamowicie i między innymi dlatego ta książka tak zapadła mi w pamięci. Oryginalność i magnetyzm? Czego jak czego, ale tych dwóch elementów mi tutaj nie brakowało...
↯ Sherry: Pomysł fabularny był... interesujący i nietypowy, głównie dlatego tak bardzo zaciekawiła mnie książka. Green i blogerzy wychwalający jego twórczość, obiecywali kolejną niezapomnianą lekturę, przesiąkniętą realizmem, a na dodatek z elementami czysto nerdowskimi, więc mimo że nie nastawiałam się na nic szczególnego, pod tym względem byłam zaciekawiona. Niestety, aby napisać dobrą książkę - książkę na poziomie, nie wystarczy idea poupychana na papierze. Trzeba wykończenia, trzeba emocji, oryginalności i magnetyzmu. A tego, na tych trzystu stronach, nie znalazłam.
♥ Marzena: Uuu, zabolało :/ Ja odebrałam to zupełnie inaczej. Nie spodziewałam się po książce żadnego geniuszu ani wyższych wartości. Oczekiwałam tylko nietuzinkowego humoru, dobrze opowiedzianej historii i niebanalnych bohaterów. Bawiłam się niesamowicie i między innymi dlatego ta książka tak zapadła mi w pamięci. Oryginalność i magnetyzm? Czego jak czego, ale tych dwóch elementów mi tutaj nie brakowało...
↯ Sherry:
Ciekawe, też oczekiwałam nietuzinkowego humoru, dobrze
opowiedzianej historii i niebanalnych bohaterów. Co dostałam:
wygięcia kącików ust ku górze, podczas czytania tej powieści,
byłabym w stanie policzyć na palcach jednej ręki. Styl Greena mnie
męczył, nużył i psychicznie wykańczał. Z każdą stroną, z
każdym rozdziałem, z każdym kolejnym dialogiem, miałam wrażenie,
jakby ta powieść mnie zabijała. A gdy ją już skończyłam, nie
wiedziałam czy cieszyć się, że ta męczarnia już za mną, czy
ubolewać, że w ogóle się za nią zabrałam. Pierwszy odruch był
taki, żeby ją spalić, czy zniszczyć w jakiś naprawdę paskudny
sposób, bo "Dziewiętnaście razy Katherine" sprawiło, że
jeszcze długo po skończeniu, nie miałam sił, by zebrać się w
sobie i przeczytać cokolwiek innego. Odnośnie bohaterów - mam
sporo zastrzeżeń. Tutaj jedynie chyba nie byłabym się w stanie
przyczepić do Hassana i tej dziewczyny, którą poznali, a która
była dość naturalna, natomiast sam Colin? Mój Boże... Przysięgam
na Boga, że to jeden z tych najbardziej znienawidzonych bohaterów
EVER.
♥ Marzena: Haha, to u mnie wszystko wyglądało całkiem odwrotnie. Książkę pochłonęłam w kilka dni, nie szło mnie oderwać. Nuda, męczarnia, brak akcji? Hmm, nie wiem nawet, jak to skomentować, bo ja wsiąkłam w tę historię. Styl Greena bardzo lubię, z pewnością nie można go porównać do żadnego innego autora (czy też autorki). Podoba mi się jego humor, trochę nienaturalni, ale oryginalni i nadzwyczaj barwni bohaterowie. Colin... No, w sumie tu się zgadzamy - też za bardzo go nie polubiłam, ale charakterku odmówić mu nie można. Nie wszystkich bohaterów się lubi, ale się ich docenia i ja Colina doceniłam. Bohater ciekawy, inny, pełen dziwacznych cech. Cóż, po prostu przyciąga uwagę.
↯ Sherry:
Nie powiem, żeby Green nie miał... specyficznego stylu, który może
przyciągać uwagę, ale szczerze mówiąc, mam wrażenie, jakby
próbował pisać dla młodzieży, ale nie do końca mu to
wychodziło. Za mało... takiej żywotności młodzieńczej. Za mało
energii w bohaterach, za mało faktycznej młodości. Green wziął
sobie za cel, tworzenie postaci, którzy mają być inni, ale tak
zagubił się w tej kreacji i własnych myślach, że nie wie kiedy
przestać. Przelewa multum filozoficznej tyrady, żałując akcji,
żałując dynamiki, czy JAKIEGOKOLWIEK zwrotu, który przyciągnął
by uwagę. Co mi obiecano? Inteligentną książkę drogi, o
poszukiwaniu siebie. Co dostałam? Książkę nudną jak flaki z
olejem, napisaną tak bezbarwnym i bezosobowym tonem, że nie mogłam
się nawet zmusić, by poczuć do niej sympatię, czy dostrzec jakieś
zalety. Ta "książka drogi" to też sformułowanie na
wyrost. Miała być wielka podróż po Ameryce, która tak naprawdę
skończyła się, zanim zdążyła zacząć na dobre. No i
poszukiwanie siebie - czy aby na pewno? Bo ja miałam wrażenie,
jakby Colin przez te trzysta stron (czy tam nawet ponad), użalał
się nad sobą, atakował wściekle czytelników i swoich znajomych,
tymi pseudo "genialnymi" myślami, rozmyślał o czymś co
według mnie - nie miało najmniejszego sensu, choć to jest kwestia
czysto subiektywna, plus na koniec, nie chcę spoilerować - ale
liczyłam na wielki finisz, na morał, na coś co ze mną pozostanie
na dłużej, albo zmaże tą haniebną treść, zaserwować finał
pełen... niczego. Kompletnie niczego. Bezbarwny, bezosobowy, bez
emocjonalny jak i poprzednie parędziesiąt stron.
♥ Marzena: Jak już mówiłam - nie liczyłam w tej książce na żadne wartości, mądrość, czy morał. A jednak mi, nastolatce, która jeszcze nie wyszła z gimnazjum, powieść bardzo przypadła do gustu. Młodzież poszukuje w książkach nie tylko życia codziennego, morałów i przemyśleń (co oczywiście też jest ważne), ale bohaterów, o których będzie można potem opowiadać, historie, które się zapamięta, opisy, z których będzie można się śmiać. Ja to dostałam i jestem w pełni zadowolona. A Colin może i był nieco przewrażliwiony, ale, kurczę, nie ma ludzi idealnych. Te jego słabostki mnie osobiście nie przeszkadzały, a wręcz rozśmieszały. Colin to w ogóle jakiś kosmita. Co do zwrotów akcji - nie potrzebowałam ich. Historia toczy się swoim rytmem, dostosowałam się do niego, i w sumie nie brakowało mi przygody. Poza tym wspomnę jeszcze o matematyce (które w książce pełno). Ja zawsze matmę lubiłam, więc i teraz przyjęłam ją z uśmiechem. Nie ciekawiły Cię tę skomplikowane wzory i próby "ogarnięcia" miłości? Jak dla mnie to było urocze. A wykresy, jako że nawet je rozumiałam, dodawały powieści oryginalności ;)
♥ Marzena: Jak już mówiłam - nie liczyłam w tej książce na żadne wartości, mądrość, czy morał. A jednak mi, nastolatce, która jeszcze nie wyszła z gimnazjum, powieść bardzo przypadła do gustu. Młodzież poszukuje w książkach nie tylko życia codziennego, morałów i przemyśleń (co oczywiście też jest ważne), ale bohaterów, o których będzie można potem opowiadać, historie, które się zapamięta, opisy, z których będzie można się śmiać. Ja to dostałam i jestem w pełni zadowolona. A Colin może i był nieco przewrażliwiony, ale, kurczę, nie ma ludzi idealnych. Te jego słabostki mnie osobiście nie przeszkadzały, a wręcz rozśmieszały. Colin to w ogóle jakiś kosmita. Co do zwrotów akcji - nie potrzebowałam ich. Historia toczy się swoim rytmem, dostosowałam się do niego, i w sumie nie brakowało mi przygody. Poza tym wspomnę jeszcze o matematyce (które w książce pełno). Ja zawsze matmę lubiłam, więc i teraz przyjęłam ją z uśmiechem. Nie ciekawiły Cię tę skomplikowane wzory i próby "ogarnięcia" miłości? Jak dla mnie to było urocze. A wykresy, jako że nawet je rozumiałam, dodawały powieści oryginalności ;)
Co
do książki drogi się zgadzam - wydawcy nieco zmylili czytelnika.
↯ Sherry:
W takim razie ja również przypomnę - na nic specjalnego nie
liczyłam. Zawiodłam się na "Gwiazd naszych wina",
później natrafiłam na plagę negatywnych recenzji "Dziewiętnaście
razy Katherine" i wiedziałam, że nie mogę niczego oczekiwać,
bo znienawidzę Greena totalnie. Ale czytelnik ma prawo żądać od
autora, by prowadził fabułę w jakimś celu - by ona gdzieś
zmierzała. W GNW przynajmniej jakieś tam przesłanie na koniec
było, natomiast w "Dziewiętnaście razy Katherine"
wszystko zmierzało... donikąd. Colin i Green zaplątali się w tej
całej matmie, w algebrze, w parabolach, w teoriach i filozofii i nie
potrafili sprawić, by książka utrzymała uwagę na dłużej. W
pewnym momencie, w ogóle przyszło mi do głowy jaki sens miało
pisane TEJ książki, skoro jest o niczym, skoro jest tak
beznadziejna i bezdenna. Skoro cuchnie nudą. I zgadzam się, że
młodzież szuka historii, które później miło jest opowiadać, do
których warto powracać - tyle, że tego też nie znalazłam w
powieści Greena, o której dziś piszemy. Po przewróceniu ostatniej
strony, miałam ochotę wezwać egzorcystę, albo obwiesić książkę
czosnkiem, tak bardzo ją znienawidziłam. Miałam nadzieję, że już
nigdy w życiu nie trafię na tak dojmująco głupią powieść i
trzymałam kciuki, by moja pamięć jak najszybciej wyparła ją z
głowy. Na szczęście, mózg się ze mną zgadzał i parę tygodni
temu, spoglądając na okładkę "Dziewiętnaście razy
Katherine" czułam obrzydzenie, ale większych elementów jakie
książka zawierała, nie pamiętałam. Do naszej dzisiejszej
dyskusji musiałam się specjalnie przygotować, bo prawdopodobnie
nie umiałabym nawet przywołać imienia głównego bohatera -
idioty, który był tak irytujący, że dłonie same zaciskały się
z pięści. Nie wiem co ty uważasz za wyznacznik dobrej lektury, ale
moim zdaniem, jednym z najbardziej solidnych filarów podtrzymujących
treść danej pozycji, powinien być właśnie główny bohater -
narrator, nasz osobisty przewodnik po swojej głowie i po tym do się
wokół niego dzieje. Skoro Green zawalił na tej linii, robiąc z
Colina jakiegoś egocentrycznego dupka, w dodatku jak dla mnie -
nierzeczywistego, to ta powieść po prostu nie mogła się udać. Co
się zaś tyczy matematyki - osobiście, nienawidzę tego przedmiotu,
nienawidzę wszystkiego co związane w związku z czym, gdy nastąpił
przerost teorii nad treścią książki, moja psychika miała ochotę
popełnić samobójstwo. Nagle, z powieści młodzieżowej zrobił
się wykład na temat algebry, a szczerze - który uczeń, młodzian,
który na co dzień ma do czynienia z nauką, szuka w powieści
czytanej w ramach hobby, kolejnych cyferek i tak dalej? W moim kręgu
znajomych, ceni się w powieściach przede wszystkim akcję, która
przyciągnie czytelnika i sprawi, że ten wsiąknie do tego stopnia w
lekturę, że nie będzie chciał się oderwać. Natomiast tutaj,
moje oczy aż szukały ucieczki od treści, samoistnie. Natomiast sam
teoremat, to jak dla mnie po prostu skandal. Nie można zdefiniować
miłości. Jestem wielką romantyczką i dla mnie wręcz obrazą
było, że Colin chciał ją skatalogować. Chciał jej przypisać
jakieś równanie, jakby to było w ogóle możliwe. Plus, muszę tu
zaznaczyć, że wnioski, do jakich doszedł na końcu powieści, były
dla mnie po prostu śmiesznie płytkie i banalne, bo wszystkie te
swoje badania prowadził w jakimś tam celu, a wynik jaki uzyskał,
ja miałam w głowie jeszcze zanim się zabrałam za książkę. To
nie za dobrze świadczy zarówno o lekturze, która znów - wydawała
mi się stworzona po nic, tak naprawdę, skoro do niczego odkrywczego, czy wielkiego, Green Colina nie poprowadził i męcząco chaotyczna.
To tak jakby na lekcji, mając jeden temat do zaprezentowania,
nauczyciel tak wszystko pogmatwał, że zahaczył o tysiąc innych
nic niewartych i nieciekawych wątków, a w chwili gdy zadzwonił
dzwonek, bez jakiegokolwiek podsumowania, zażądał by uczniowie
nauczyli się tego co było na lekcji, mimo że wyżej wspomniany
pan, w którymś momencie całkowicie uciekł od tematu pierwotnego i
zanudził wszystkich na śmierć, tak że po prostu nie chciało się
go słuchać, a więc i nie miało się szans uważać na jego słowa
i notować cokolwiek do zeszytu. (Mam nadzieję, że zrozumiecie
aluzję).
♥ Marzena: Widzę, że nasze czytelnicze gusta różnią się od siebie diametralnie, bo mam wrażenie, że piszemy o innej książce. Nic z tego, co opisujesz, nie dostrzegłam, a wręcz niektóre wymienione przez Ciebie "wadliwe" elementy powieści dla mnie były idealne, świetne i ciekawe. Cóż, tyle opinii ile ludzi. Mówisz, że młodzież nie lubi cyferek. Hmm... Ostatnio brałam udział w konkursie na najlepszą recenzję ulubionej książki. Brało udział... może trzydzieści osób. Co się okazało? Co trzecia osoba napisała do powieści Greena. I co najlepsze - ponad połowa z tych recenzji, była recenzjami do "19xK". Według mnie to o czymś świadczy. Nie chcę jednak argumentować swojej opinii zdaniem innych osób, żeby nie było... Zakończenie widzę trochę wyprowadziło Cię z równowagi. Nie rozumiem, bo dla mnie było właśnie takie, takie, takie w sam raz? Nie było może zbyt odkrywcze, a może nawet nieco przewidywalne, ale mnie w pełni usatysfakcjonowało. Było tak urocze, delikatne i ten (spojler!) liścik na koniec ^^ O Colinie już mówiłam, ale wspomnę o nim jeszcze raz - bohater tak oryginalny, ciekawy i pełen problemów (nawet urojonych) moim zdaniem jest IDEALNYM głównym bohaterem. I choć Hassan i Linsey (a nawet co poniektórzy bohaterowie poboczni) przebili go stylem i charakterem, to jednak on pozostaje tym pozytywnym wariatem, z którego można się nieco pośmiać na boku i moim zdaniem, używając nieco banalnego i popularnego słowa, to było f a j n e. Całą książkę mogłabym obdarzyć mianem fajnej. Przyjemne opowiastka, pełna dziwactwa. Może tych wartości tu nieco zabrakło albo, tak jak mówisz, głównego wątku, myśli przewodniej, ale co z tego? I opowiastki nauczyciela, które opowiada od niechcenia, czy między głównym tematem, bywają ciekawe. A może nawet najciekawsze. A poza tym - nie każda książka musi nas czegoś uczyć - tak samo jak nie każda lekcja nas czegoś uczy. Czasem wystarczy dobra zabawa, potajemne pogawędki ze znajomymi, zbiorowy śmiech i bazgranie po zeszycie. To się wspomina. Nie wykłady nauczyciela (choć czasem są wartościowe). Te szczególiki, wątki poboczne i masa szalonych historii zauroczyła mnie w "19xK" najbardziej. I teraz powiem coś, na co z pewnością się skrzywisz. Nie mogę się odczekać, kiedy w moje rączki wpadnie znowu coś takiego ;) Kocham ten humor, kocham bohaterów, kocham tę historię i ogólnie całokształt. Tak po prostu przypadło mi do gustu.
↯ Sherry:
No cóż. Ja za to nie widzę niczego w tej powieści o czym ty
wspomniałaś. Jaki humor? Jaka zabawna postać głównego bohatera?
Pozytywny wariat? Moim zdaniem, wręcz przeciwnie. Cały, spowity był
złym światłem, odbierałam go negatywnie i wiem z doświadczenia,
że nie ja jedyna. Zgadzam się, że nie wszystkie powieści muszą
coś nieść. Niczego takiego nie oczekuję po młodzieżowych
książkach i nie oczekiwałam po tej - o czym wspominam dziś któryś
tam raz. Ale myśl przewodnia JEST potrzebna, bo książki pisze się
w jakimś celu, a nie po to, żeby wpędzić czytelnika do padołu
użalania się nad sobą Colina, plus matematyki na deser. Może i
fajne jest zbaczanie z tematu, ale tylko jeśli ciekawostki czy
historie, które ma się do podjęcia, zamiast głównego wątku, są
ciekawe. Opowieść Colina, ciekawa czy fajna - jak mówisz, nie była
dla mnie w żadnym, nawet najmniejszym stopniu. Nie bawiłam się
przy książce dobrze, nawet nie oceniłabym jej jako przeciętna.
Była po prostu beznadziejna. Tak zwane "urocze" momenty,
sprowadzające się do kilku scen, przepełnione były stucznością
i powiedziałabym nawet, że czasami dziecinnością. I skoro ty
dzielisz się swoimi nadziejami, to i ja się podzielę - mam
nadzieję, że Green nauczy się, że książki tworzy się w jakimś
celu, a nie po to, by zanudzić czytelnika i doprowadzić do tego, że
tak jak ja - przez parę dni po skończeniu jednej, nie jest w stanie
zabrać się za drugą, bo po prostu po tej jednej znienawidził
czytanie. To się właśnie stało u mnie. Znienawidziłam czytanie.
Znienawidziłam książki. Znienawidziłam Greena. "Dziewiętnaście
razy Katherine" mogłabym porównać do lektur szkolnych. Nie
wszystkie, ale pewne, te powiedzmy, najważniejsze, które wciska się
ludziom do głowy - tak jak to Green robił ze swoim "cudem"
- są tak durne, tak nudne, tak ciężkie i puste, że po prostu,
potencjalny uczeń utrwala sobie w głowie, że skoro to było takie
badziewie, to reszta pewnie też taka jest. Ja w tej chwili, mam
takie nastawienie do twórczości pana Zielonego. Nie ufam jego
domniemanemu "talentowi", uważam że jego pióro się
spaliło, a on powinien przemyśleć dalsze pisanie, skoro
"Dziewiętnaście razy Katherine" nie miało sensu bytu. A
myślę, że pierwszą zasadą pisania książek powinno być "
JEŚLI JUŻ PISZĘ TĘ KSIĄŻKĘ, TO NIECH PRZYNAJMNIEJ ONA BĘDZIE
PO COŚ".
♥ Marzena: Cóż, mnie powieść się podobała (BARDZO), ale rozumiem twój punkt widzenia. Każdy odbiera powieści inaczej i nie każdemu podoba się to samo.
Michalina:
Śledząc Waszą dyskusję, muszę powiedzieć, że jestem gdzieś
pośrodku, podobała mi się, ale trudno było mi przez nią
przebrnąć (czytałam ją około miesiąca). Podobał mi się
specyficzny humor Greena, podobały mi się również kreacje
bohaterów, ale denerwowała mnie przewidywalność i troszkę zbyt
duża jak na mnie ilość matematyki, ponieważ nie bardzo ją lubię.
W moim odczuciu książka nie była zła, nie była też arcydziełem,
była dobra, po prostu dobra :)
O książce wypowiedzieć się nie mogę, bo jeszcze nie czytałam i trudno mi powiedzieć, która z dziewczyn bardziej mnie przekonała, bo w końcu i Marzena, i Sherry podawały całkiem dobre argumenty przedstawiające ich stanowisko. Jeśli, po „19xK” sięgnę, to z czystej ciekawości i dużym dystansem.
A Was która z dziewczyn bardziej przekonała, a może tę lekturę macie już za sobą i możecie ustosunkować się, do którejś z nich?
Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany wzięciem udziału w takiej akcji, to poszukujemy osoby, które czytały którąś z poniższych książek i oceniają ją w skali 1-4/10 lub 8-10/10. Chętni mogą zgłosić się w komentarzu lub napisać na e-maila mojego lub Michaliny. Napiszcie, do której z poniższych książek się zgłaszacie oraz jak ją oceniacie, możecie również umieścić link do swojej recenzji (jeśli taka w ogóle jest). A książki do których poszukujemy zainteresowane osoby to:
1. "Niezgodna" Veronica Roth
2. "Zostań, jeśli kochasz" Gayle Forman
3. "Love, Rosie" Cecelia Ahern
O książce wypowiedzieć się nie mogę, bo jeszcze nie czytałam i trudno mi powiedzieć, która z dziewczyn bardziej mnie przekonała, bo w końcu i Marzena, i Sherry podawały całkiem dobre argumenty przedstawiające ich stanowisko. Jeśli, po „19xK” sięgnę, to z czystej ciekawości i dużym dystansem.
A Was która z dziewczyn bardziej przekonała, a może tę lekturę macie już za sobą i możecie ustosunkować się, do którejś z nich?
♥♥♥♥♥
Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany wzięciem udziału w takiej akcji, to poszukujemy osoby, które czytały którąś z poniższych książek i oceniają ją w skali 1-4/10 lub 8-10/10. Chętni mogą zgłosić się w komentarzu lub napisać na e-maila mojego lub Michaliny. Napiszcie, do której z poniższych książek się zgłaszacie oraz jak ją oceniacie, możecie również umieścić link do swojej recenzji (jeśli taka w ogóle jest). A książki do których poszukujemy zainteresowane osoby to:
1. "Niezgodna" Veronica Roth
2. "Zostań, jeśli kochasz" Gayle Forman
3. "Love, Rosie" Cecelia Ahern
Super pomysł! Mnie się książka kompletnie nie podobała, ale faktycznie sporo było pozytywnych opinii ;) Tak więc cieszę się, że pokazujecie tę różnorodność :)
OdpowiedzUsuńps. U mnie dziś konkurs! Zapraszam!
Bardzo dziękujemy! Dziękuję również za zaproszenie do konkursu :)
UsuńCzytałam jego trzy książki i raczej mi się podobały ,ale po "19 razy Katherine" nie sięgnę ;-)
OdpowiedzUsuńCóz, Niezgodną. mam dopiero w planach ^^
OdpowiedzUsuńFajna inicjatywa ^^ Może, kiedy pojawią się książki, które już czytałam - wezmę udział :)
Dziękujemy! Na pewno pojawi się więcej książek do dyskusji, więc zapraszam jeśli jakaś, kiedyś Cię zainteresuje ^^
UsuńGenialna akcja!
OdpowiedzUsuńJa osobiście jestem za książką 19xK. Książka bardzo mi się spodobała :)
Jeśli potrzebujecie jeszcze jakiejś osoby do tej akcji to chętnie się przyłączę :) Z wymienionych czytałam 2 - "Zostań, jeśli kochasz" i "Love, Rosie" :) Z chęcią o popiszę, bo jedna mi się podoba, a druga nie :) Więc jakby co czekam na mejla :) anna.drzyzga1@gmail.com
Bardzo dziękujemy! Czytałam Twoją recenzję na blogu i widziałam, że książkę oceniasz na plus oraz masz zamiar zaznajomić się z innymi dziełami tego autora :) Bardzo Ci dziękuję za zgłoszenie, prawdopodobnie odezwiemy się do Ciebie w sprawie "Love, Rosie" :D
UsuńJeszcze nie czytałam tej książki, ale mam ją u siebie na półce, więc to tylko kwestia czasu. Oby tylko przypadła mi do gustu, gdyż w sieci widnieje wiele skrajnych opinii na jej temat. Ale to czas pokaże, jak to będzie w moim przypadku.
OdpowiedzUsuńTen pomysł jest prześwietny! Naprawdę, ukłonik dla organizatorki! :) Ha. A rozmowa Marzeny i Sherry jest naprawdę rozbrajająca i wesoła, mimo, że wystąpił ogromny ZGRZYT między zdaniami obydwu rozmówczyń. Co do mnie, podpisuję się pod pozytywną recenzją "19xK", bo ta książka i mnie napełniła dobrym humorem. Umocniła mnie również w przekonaniu, że Green jest naprawdę wyjątkowym człekiem. Trochę więc dziwi mnie opinia Sherry, a zwłaszcza ta nienawiść, ale wiadomo - co kto lubi! ^^ jestem jedną z tych osób, które lubi matematykę, siedzieć dłużej przy książce i dostawać bólu głowy od myślenia (np. nad wykresami) i dobrze się bawić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! Ech... przeczytałam "zostań, jeśli kochasz", ale ani jej nie uwielbiam, ani nienawidzę, nie mogę więc chyba wziąć udziału w potyczce, a szkoda! :(
Czasem również potrafię dobrze bawić się z zadaniami matematycznymi, więc myślę, że książka nie będzie dla mnie taka zła ^^
UsuńSpokojnie, myślę, że jeszcze pojawią się książki do których będziesz mogła się zgłosić :D
Dziękuję tobie, Michalinie i Marzenie, za wspaniałą możliwość wzięcia udziału w dyskusji. :) Gratuluję świetnej inicjatywy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Ciekawy pomysł :)
OdpowiedzUsuńJa czytałam ''Niezgodną'' i chętnie podyskutuję z kimś na ten temat :)
http://zapach-stron.blogspot.com/2014/06/niezgodna.html(jeśli nie widać tekstu, tylko pasek to wystarczy zaznaczyć tekst myszką)
e-mail do mnie; dorotam03@gmail.com
UsuńJaki długaśny post :D Pierwszy raz czytałam tego typu post i trochę przeraziłam się długością, ale wkręciłam się i dobrnęłam do końca :D
OdpowiedzUsuńZachęcam do udziału w konkursie na moim blogu, nagrodą jest książka oczywiście :D
Galeria Książek - zapraszam :)
Cieszę się, że się wkręciłaś, uważam że dyskusja dziewczyn była naprawdę ciekawa, mimo tego że długa :D
UsuńBardzo dziękuję za zaproszenie ^^
Cieszę się, że mogłam wziąć udział, bardzo dziękuję ^^ Oby inicjatywa się rozrastała :))
OdpowiedzUsuńzaczarrowana
To ja bardzo dziękuję :D Również mam taką nadzieję ^^
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDla mnie to najgorsza książka Greena, w ogóle nie wiem o czym była, chociaż naprawdę starałam się zrozumieć ;)
OdpowiedzUsuńThievingbooks.blogspot.com
Dla mnie to najsłabsza książka Greena... cóż, nie polubiłam się z nią :)
OdpowiedzUsuńPomysł genialny i czekam na więcej! :D
OdpowiedzUsuńAle na akurat tą książkę nie mam ochoty. Z Greenem miałam styczność i niby nie wyszło wcale źle, jednak jakoś mnie do niego nie ciągnie. Wiesz, są takie sytuacje, że książka jest poprawna, a nawet dobra, ale ma tego czegoś. I po prostu nie mówimy ani nie myślimy o niej z jakimkolwiek entuzjazmem. Ja tak właśnie mam z twórczością Greena i póki co, raczej po jego książki nie będę sięgać. ;)
*ale nie ma tego czegoś ;)
UsuńTak, wiem co masz na myśli :D Rzeczywiście, tak czasem bywa, więc nie ma co, na siłę przekonywać się do czegoś :) Może kiedyś poczujesz, że chcesz poznać więcej książek tego autora, a jeśli nie, to może nic nie stracisz. Dwie książki Greena wspominam naprawdę dobrze, więc ja myślę, że będę kontynuować poznawanie jego twórczości :)
UsuńGenialny pomysł na posta, "19 razy Katherine" czytałam i zaliczam się do osób, które zostały uwiedzione przez tą książkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie INNA
http://happy1forever.blogspot.com/
Bardzo dziękuję ^^ Mam nadzieję, że i mnie uwiedzie :D
UsuńBardzo dziękuję za nominację ^^
OdpowiedzUsuń