TYTUŁ: "Wybacz mi, Leonardzie"
AUTOR: Matthew Quick
ILOŚĆ STRON: 408
MOJA OCENA: 8/10
Jeśli coś kończy się źle, to może oznacza to, że to jeszcze nie koniec i watro dać sobie szansę na "happy end"?
Leonard nie miał łatwego życia. Matka projektantka, dla której kariera okazała się ważniejsza od syna. Ojciec hazardzista, który uciekając od kłopotów pozostawił syna w rękach matki, która się nim nie przejmowała. Przyjaciel, który wyrządził mu krzywdę, a teraz Leo ma hitlerowski pistolet i cel, który chce zrealizować ... Morderstwo i samobójstwo, ale i pożegnania.
Leonarda poznajemy w chwili, kiedy je śniadanie i rozmyśla o sztuce nowoczesnej. Czy zdjęcie miski z owsianką, a obok niej walther P38, by do niej należał? No cóż, ja na to pytanie odpowiedzi nie znam, ale już w tym momencie Leo, Matthew Quick i ta książka zyskali moją sympatię. Po 30 stronach już wiedziałam, że książka ta okazała się świetnym wyborem, wręcz znakomitym!
„Mam taką teorię, że z wiekiem tracimy zdolność do bycia szczęśliwym.”
Niemalże całe 400 stron skupia się na jednym dniu, 18 urodzinach Leonarda, a możliwe, że i ostatnich. Chłopak zanim zrealizuje swoją misję, chce się pożegnać, poodwiedzać kilka miejsc, "nacieszyć" ostatnim dniem swojego życia. Wpuszcza nas w najgłębsze części swojego umysłu, zdradza sekrety i darzy przemyśleniami na temat życia, dorosłości oraz całego świata. Pozwala nam przeżywać ten dzień wraz z nim, daje nam zarys swojej przeszłości po przez retrospekcje. I wiecie co? Leonard nie kłamie, pokazuje problemy z jakimi mierzy się nie jeden młody człowiek, problemy, które wyniszczają go od środka, a w końcu popychają do ostateczności. A nadzieja? Autor w przepiękny sposób starał się pokazać, że czasem jest źle, ale powinniśmy walczyć, nie poddawać się, bo będzie lepiej, powinno tak być, wystarczy w to uwierzyć i przeć na przód! Umiejętnie przedstawił również, to że w ciężkich chwilach nie należy zatracać się w swoim nieszczęściu. Wszyscy ludzie mają problemy, jedni większe, a inni mniejsze, co nie oznacza, że mniej ważne i łatwiejsze do zniesienia. Nie można zatracać się w swoim cierpieniu i patrzeć na czubek własnego nosa. Pryszcz na czole to problem? Ha, inni oddaliby wiele, aby to był ich największy problem!
Matthew wykreował fantastycznego bohatera! Obdarzył go innością, tak by pokazać, że ona nie jest zła. Inność to siła, bo w tych czasach nie jest proste być innym niż wszyscy, nie ulec modzie i naciskom jakie są na nas kładzione.
„Tylko, proszę, nie wracaj do tego ponurego miejsca, do którego codziennie przychodzisz. Pokaż mi, że człowiek może być jednocześnie dorosły i szczęśliwy. Błagam! Żyjemy w wolnym kraju. Jeśli nie masz na coś ochoty, nie musisz tego robić. Możesz robić, cokolwiek chcesz. Być, kimkolwiek chcesz.”
Ogólnie "Wybacz mi, Leonardzie" zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale i nie tylko książka, ile sam Matthew Quick. Jednego mi brakło … łez. Wiem, że wiele osób została doprowadzona do płaczu przez tę książkę, a ja nie i nie wiem czemu … Tak, wzruszyłam się, przeżywałam to, dostałam MEGA dawkę przemyśleń, moje serce krajało się, gdy czytałam, ale łez mi brakło, jakby książka nie uderzyła w 100% w moje serducho! To drobny minusik, ale wierzcie, że książka jest warta przeczytania i ja na pewno zaznajomię się z innymi powieściami tego autora, bo bolałaby mnie, gdybym nie poznała jego talentu w 100%. Wiele osób porównuje Matthewa do Greena, a ja tego nie zrobię, bo uważam, że istnieje ogromna szansa na to, że styl Pana Quicka spodoba się fanom Zielonego, jak i osobom, które są stanowczo na NIE, jeśli chodzi o twórczość Greena.
„Najpierw cię ignorują,potem się z ciebie śmieją,potem cię zwalczają,potem wygrywasz.”
PS. A Tobie Matthew dziękuję, za to, że dałeś mi szansę pomyśleć nad TYLOMA sprawami!